Komentarze są dostępne pod wpisem na FB.
Jakby to Wam, moi wspaniali Czytelnicy i Czytelniczki, powiedzieć. Może zacznijmy od tego, że pamięć ludzka jest czymś wspaniałym. Otóż od paru dni regularnie powtarzałem sobie, żeby nie przegapić rocznicy pierwszego wpisu na tym profilu, czyli „15 lutego”. Skoro termin się zbliżał to postanowiłem popatrzeć na materiały archiwalne i zdębiałem. „15” się zgadza. Dwójka też pasuje.
Tylko kolejność nie ta. Bo pierwsza informacja została zamieszczona tutaj 2015-01-31. A więc udało mi się, zupełnie radośnie i z dużą wprawą, przegapić dziesięciolecie tego profilu.
Właściwie to nawet nie jestem zaskoczony. Swoje urodziny też przegapiam. Zwłaszcza, jeśli mam dużo na głowie - a ostatnie miesiące dają mi nieźle do wiwatu.
No i efekt jest taki, że stoję teraz przed Państwem jak głupi i zupełnie pogubiły mi się te okrągłe frazy, którymi chciałem się z wami podzielić. Będziemy improwizować.
Zaczynałem w skromnych warunkach, gdy moją największą przewagą było, że mogę czytać wpisy ukraińskich żołnierzy i artykuły w ukraińskich mediach i nie jestem zdany na angielską wersję tekstu, podrzuconą życzliwie zachodniej redakcji przez znajomego Rosjanina. Jeśli w ogóle ktokolwiek chciał coś na ten temat publikować - bo temat się znudził, stał się niemedialny, redakcje odwołały wysłanników i świat w najlepsze zabrał się do zapominania o Ukrainie.
Później była wielka smuta w dostępie do informacji - skończyło się swobodne opisywanie wszystkiego w społecznościówkach, drony nie były jeszcze tematem a ludzie, którzy zbyt często wychylali się, aby nagrać „jak po nas strzelają” po prostu ginęli. Jedynym źródłem informacji pozostały oficjalne doniesienia, co pozwoliło mi przypomnieć sobie zapomnianą wiedzę o czytaniu między wierszami: większą uwagę zwracałem na dobór słów czy rozłożenie akcentów w relacjach. Blokada była naprawdę skuteczna - o ukraińskiej „pełzającej ofensywie” na Łuku Switłodarskim dowiedzieliśmy się parę miesięcy później.
Po lutym 2022 sytuacja zmieniła się diametralnie - masowość oddolnego zrywu sprawiła, że znowu poluzowały się zasady zachowania tajemnicy, pojawiły się drony i kamery, sami Ukraińcy doszli do wniosku, że ważne jest, aby dostarczać materiały, co pomagało propagować sprawę ukraińską oraz zbierać środki na zachodzie. Pojawiło się znacznie więcej osób z odpowiednią wiedzą i motywacją, znowu pojechali tam dziennikarze, do nas przyjechali Ukraińcy. Jest wielu specjalistów, którzy potrafią przybliżyć nam realia społeczne czy polityczne, przeprowadzić geolokację czy poświecić dużo czasu na weryfikowanie list zniszczonego sprzętu.
Więc nadal jestem tutaj. Minęło dziesięć lat. Dziesięć cholernych lat. Dziesięć lat relacjonowania rosyjskiego mordu, zdrady i obłudy świata. Dziesięć lat obserwowania bohaterów i łajdaków. Dziesięć lat patrzenia na poświęcenia i utracone szanse. Czasami sam sobie zadaję pytanie: dlaczego?
I czasami nie wiem - a czasami wydaje mi się że wiem.
Chyba dlatego, bo nie chcę godzić się na to, że „ci, których dotknęło nieszczęście, są zawsze samotni”. Zwłaszcza, jeśli wcześniej zapłacili krwawą cenę za prawo do samodzielnego decydowania o swoim życiu. Pamiętam tych ochotników, którzy poszli z Majdanu, aby kupić nieudolnym władzom czas na reorganizację sił. Byli całkiem świadomi swojej sytuacji, wiedzieli - bo nikt nie ukrywał - że po tak pobieżnym szkoleniu będą ginąć. Mieli świadomość, że ponoszą konsekwencję cudzej bylejakości, cudzych zaniedbań i że właściwie mogliby obrócić się na pięcie i krzyknąć przez ramię „co ten bandycki kraj dał mi dobrego, dlaczego niby miałbym ponosić konsekwencje waszego złodziejstwa i głupoty?”
A jednak poszli.
Znamy takich desperatów, prawda? Straceńców, fantastów. Ci, którzy przeżyją zaśpiewają później „krzyczeli, żeśmy stumanieni” - a reszta rodaków pracowicie zagrzebie w mule niepamięci niepiękne zachowania swoich przodków. Bo Pierwszej Kadrowej nikt nie przywitał w Kongresówce przecież chlebem i solą. A i niepodręcznikowe frazy „już skończył się czas kołatania/ do waszych serc – j*ł was pies!” też nie wzięły się z powietrza.
Jak widzicie, często cytuję poetów. Bo poetów lekceważyć nie wolno. Gdyby Anastazja Dmitruk nie napisała kiedyś Rosjanom „Nigdy nie będziemy braćmi” to mogłoby zabraknąć kolejnej cegiełki w tym fundamencie, na którym opiera się mój upór. Posłuchajcie zresztą sami. Naprawdę, nie spotkałem się z dumniejszą deklaracją odrębności i dumy, niż słowa, skierowane do Rosjan: „jesteście ogromni - a my wielcy!”.
Dawno już chciałem skończyć z tym pisaniem. Chciałbym, aby wojna zakończyła się sprawiedliwym pokojem. Ale dopóki się nie skończy to ja tutaj zostanę i mam nadzieję, ze Wy zostaniecie ze mną. To była długa droga: ponad milion słów i grubo ponad dziesięć milionów znaków. Ale jakoś wykrzeszę z siebie siły na więcej, jestem wszak typową jednostką naszego upartego, buntowniczego narodku, który nijak nie chce uznać prymatu siły, bo są „wciąż niepoprawni Polaczkowie młodzi”. No, może z tą młodością to już nie tak do końca, ale zasada nie uległa zmianie. Skorupka nieźle nasiąkła za młodu, dobry przykład dali mi rodzice.
Za kilka dni wrócę z regularnymi wpisami - na razie panuje jeszcze bardzo duża niepewność. Jeszcze kilka dni temu wyglądało to lepiej - Rosjanie złapali ostrą zadyszkę i zastopowali większość działań, Ukraińcy okrzepli a nawet przeprowadzili serię lokalnych kontrataków, co wywołało przejściową panikę u Rosjan (nie na froncie, ale wśród ich komentatorów). Tymczasem po ostatnich wypowiedziach Trumpa i jego przedstawicieli nastroje uległy zmianie - Rosjanie dość gremialnie wpadli w euforię, bo mają wrażenie, że „przetrzymali” i teraz „zaczęto nas szanować i teraz zdejmą sankcje”. Do czego to doprowadzi - nie wiadomo. Na razie prezydent Zełeński miał pokazać USA figę a nie dostęp do surowców Ukrainy (czemu dziwić się nie będziemy, prawda?), jest masa wypowiedzi i duże zamieszanie, którego nie chcę na bieżąco relacjonować, bo tylko rozbujam nastroje - a co chwila pojawia się nowa wrzutka czy (nad)interpretacja.
Właśnie podano informację, że jutro w Monachium ma zostać wykuty pokój na nasze czasy.
Zobaczymy.
Nie wyłączajcie odbiorników.