Komentarze są dostępne pod wpisem na FB.
Widzę, że słowo wstępne rozrosło się do całego manifestu i zjadło czas i miejsce - dlatego podsumowanie frontu i osiągnięć doktryny trumpizmu-putinizmu będzie pewnie jutro.
Ci, którzy miłują mitologię grecką być może rozpoznali już nawiązanie do Alkione i Keyksa. Ci, którzy - tak jak ja - nie znają jej na wyrywki, ale oglądali znane anime, też rozpoznali obrazek. A wszyscy i tak wiecie, o co chodzi. Macie oczy aby patrzeć i głowy, które służą Wam do czegoś więcej, niż bycie rusztowaniem dla uszu.
W ciągu ostatnich tygodni sytuacja na każdym możliwym poziomie stanęła na głowie. Poprawiła się sytuacja na froncie, posypała się sytuacja w polityce. I to w bardzo paskudny sposób: uważam, że Trump swoim postępowaniem uruchomił już procesy, nad którymi USA nie będzie w stanie zapanować, nawet jeśli prezydent po raz szesnasty zmieni zdanie i wyprze się wcześniejszych deklaracji. Rosja poczuła krew, zyskała pewność swojej przewagi i licytuje coraz wyżej i coraz brutalniej, o czym napiszę w kolejnych podsumowaniach. To tworzy jak najbardziej realne ryzyko, że w pewnym momencie postanowi sprawdzić determinację Europy w praktyce.
Działania Trumpa rozmontowały już - realnie - całą siatkę wzajemnych zobowiązań i zaufania wobec dotychczasowych partnerów. Na pewno ustali się nowa równowaga, już teraz państwa całego świata zaczynają ruchy, ale w momencie ustalania się nowych zasad, ci którzy chcieli by zdobyć coś siłą, będą próbować okazji. Mówiąc poetycko - obserwujemy zmierzch starych układów.
Długofalowe perspektywy dla nas nie są złe. Zaczyna wyglądać na to, że kraje Europy ocknęły się z odwiecznego marazmu i zaczynają działać. To już dużo. Nawet jeśli przełamanie odwiecznych schematów myślowych sprawia ból, nawet jeśli działania są co chwila torpedowane i wstrzymywane, nawet jeśli są na początku nieporadne - to jednak są i chyba pojawiło się zdecydowanie. Pojawia się wola stworzenia nowych gwarancji, nowych sojusz - nawet ze stron tak nieoczywistych, jak Turcja. Więc możemy oczekiwać świtu.
Problem w tym, że od zmierzchu do świtu trzeba jakoś, w tej knajpie pełnej wampirów, przetrwać. I tu zaczyna się Wasza rola.
Tak. Wasza.
Zadanie jest ciężkie i trudne. Musicie bowiem zachować optymizm i wiarę w siebie. To nie jest łatwe w świecie, który zarabia pieniądze na podkręcaniu emocji - od reklam poprzez społecznościówki aż do marketingu politycznego, wszędzie przewija się jeden imperatyw: działaj pochopnie, działaj impulsywnie, daj się ponieść emocjom.
Już teraz jesteśmy, a w ciągu najbliższych miesięcy, będziemy poddawani jeszcze silniejszej propagandzie - tym razem zarówno ze wschodu jak i z USA. Straszyć nas i zniechęcać będą zarówno ci, którzy idą na pasku Kremla jak i ci, którzy pomylili bycie lojalnym sojusznikiem z bezrefleksyjnym serwilizmem i poszli na bezkrytyczną akceptacją polityki aktualnego prezydenta USA, choćby miało z nich to uczynić niewolników Moskwy. Polityka Trumpa zaczyna się chwiać w posadach, nie mogąc wymusić niczego na Rosji jego miniony usiłują zastraszać dotychczasowych sojuszników. Stąd jad i agresja, kłamstwa, groźby i nóż wbity w plecy.
Dlatego mam prośbę, taką po prostu: nie rzucajmy się na siebie nawzajem. Będą próbowali nas skłócić, będą próbowali ośmieszać każdą naszą inicjatywę - czy europejską, czy rządową. Będą opowiadać historie o zaganianiu rezerwistów „z patykami na czołgi” (serio, ktoś już takie opowieści kiedyś kolportował, dotarły do mnie). Będą straszyć kolapsem gospodarki „gdy wszystkich mężczyzn zagnają naraz na szkolenia”. Będą straszyć rekwizycjami. Będą do znudzenia straszyć rosyjskim atomem, armią, bezwzględnością. Będą wymyślać spiski światowego kapitału aby „zarabiać na wojnie”.
Trudno będzie to wytrzymać, bo i nasi politycy nie dojrzeli z dnia na dzień i trudno im wyjrzeć ponad polsko-polską wojenkę. Nawet teraz. Dawajmy im do zrozumienia, że to jakby nie czas na igrzyska i puste w słowach przepychanki.
Nasi wrogowie pójdą też w totalny pacyfizm - nasłuchacie się o „warmongerach”, o umiłowaniu pokoju za wszelką cenę, o tym że „to państwo niczego dla mnie nie zrobiło” i o tym, jak to od razu trzeba będzie wyjechać za granicę. Będą nie tylko tacy, którzy ze swojego lęku (a kto się nie boi?) spróbują zrobić cnotę, ale też tacy, którzy będą takie narracje promować, aby zachęcić większą liczbę ludzi do mentalnej kapitulacji.
Będziemy doświadczać szczucia na wszystkich wokoło i antagonizowania wobec wszystkich. Ośmieszania wszelkich inicjatyw. Wmawiania, że „i tak się nie da”, „rozkradną”, „niczego nie potrafimy”. To dzieje się cały czas i to naprawdę na dużą skalę - a będzie tego jeszcze więcej i będzie jeszcze gorzej.
To będzie mrok, który musimy przetrwać. A jeśli się uda, to żadnej wojny nie będzie.
Wiecie dlaczego? Bo Rosjanie poszli w 2022 na Ukrainę przekonani, że „armia jest w rozsypce, poparcia dla Zełeńskiego nie ma, ludzie tak naprawdę są po naszej stronie”. Gdyby spodziewali się czegoś innego, to do inwazji prawdopodobnie by nie doszło. Clou w tym, że wzięli stan z roku 2014 i projektowali go na rok 2022, o czym wielokrotnie - z goryczą - pisał sam Girkin. Choć on żałował, że nie poszli w 2014 dalej, bo „wtedy by się dało”.
Dlatego trzeba patrzeć na inicjatywy rządu i domagać się ich realizacji. Trzeba brać udział w kursach pierwszej pomocy. Trzeba domagać się realizacji obrony cywilnej. Mamy okres przedwyborczy, niektórzy z Was biorą udział w spotkaniach z kandydatami. Owszem - prezydent nie jest od tego, żeby sam to wprowadzać, ale niech padnie pytanie „a jaki jest pana stosunek do Obrony Cywilnej, czy zamierza pan ją wspomagać?”. Padną frazesy, ale niech temat zacznie żyć.
Nie bójcie się deklaracji o przeszkoleniu mężczyzn, którą właśnie wygłosił premier RP (i to w czasie kampanii wyborczej!), dodając słowa o realnym ryzyku rozpoczęcia działań przez Rosję. Jeszcze rok temu traktowano takie wpisy jak czarnowidztwo i wyśmiewano - a teraz padają z ust premiera, z powołaniem się na służby wywiadowcze Europy.
Co do szkolenia: to nie są lata 90-te. I przejście podstawowego szkolenia nie oznacza, że zostaniecie skierowani „z kałachem na czołg”, jak to nas już straszą. Po prostu nie będziecie - jeśli zajdzie potrzeba dalszych szkoleń lub mobilizacji lub radzenia sobie w sytuacji kryzysowej - tak cholernie zagubieni.
Realnym problemem jest nie to, że „wszystkich zagnają do okopów”, co jest bzdurą, ale brak bazy szkoleniowej i wszechobecna betonoza w wojsku, które nie ma kim szkolić, jak szkolić i przez ostatnie lata zajmowało się tak kreatywną księgowością w obszarze zasobów osobowych, że księgowi Enronu na wieść o niej, roniliby łzy zachwytu i błagali choć o słowo mądrości, aby uszczknąć coś z tej wiedzy.
I tego należy się domagać. Musimy wierzyć we własne siły - a to uzyskamy, dbając o siebie i swoich bliskich. Chodzi o drobiazgi. O zapas opału. Mały generator. Kuchenka turystyczna na naboje gazowe. Świece i zapałki. Zwyczaj kupowania wody na dwa tygodnie i stopniowego jej zużywania, trzymanie paru konserw - takie drobiazgi, dzięki którym dwudniowa przerwa w dostawie prądu nie będzie traumą.
Nie bójmy się okazywać odwagi: nie chodzi o deklarację „oddam życie, pójdę walczyć”. Chodzi o to, by powiedzieć: „zostanę, będę pomagać, będę żyć”. „Zaopiekuję się rodzicami”. „Pomogę jakby co przy zabezpieczaniu terenu”. „Mogę być wolontariuszem/wolontariuszką przy szpitalu”. Każdy z nas może jakoś pomóc innym i nie musi tego robić z karabinem w ręku. To działa w obie strony - jeśli będzie się człowiekowi powtarzać „jesteś nikim, jesteś świnią” to zmienicie go w świnię. Jeśli będziemy powtarzać sobie i innym: „damy radę, pomożemy sobie, każdy coś wymyśli” - to nic nas nie złamie.
Zrobiliście to z marszu, w lutym 2022 na granicy z Ukrainą. Nikt by w to nie uwierzył, opowiadano że jesteśmy inni, że zatraciliśmy to „coś”, że nie pomożemy i nie zmobilizujemy się. To teraz czas aby powtarzać: „możemy powtórzyć, już wiemy, że potrafimy”.
Nie dajmy wpuszczać się w małe egoizmy. „Dlaczego bronić Łotyszy, Estończyków, Litwinów!”. Jeszcze zobaczycie, że wyciągną litewskie nacjonalizmy i fobie i będą przekonywać, że „nie warto polskiej krwi i trzeba chronić siebie”. Nie bądźmy tacy. Bądźmy jak Szwedzi: rozsądni, zimni, praktyczni - którzy właśnie wysyłają swoje Grippeny aby broniły polskiego nieba na wypadek wycofania się USA. Przygotowywali się do tego spokojnie i dyskretnie jeszcze od zimy - teraz będą zabezpieczać logistykę wojskową, także tą dla Ukrainy i wspomagać nasze bezpieczeństwo ogólne. Niby co mieliby nam być winni? Nie są zagrożeni? Są. Ale się nie boją. Wiedzą, że profilaktyka jest lepsza od leczenia a odstraszanie od wojny.
Bądźmy jak Ukraińcy - którzy zwarli swoje szyki wokół prezydenta, który nie jest może najlepszym (a może też jest całkiem słabym) politykiem - ale zmiana którego doprowadziłaby do chaosu. Ani Poroszenko ani Tymoszenko ani Załużny nie zgodzili się już nie tylko na obalenie rządzącej głowy państwa (np. przez wymuszoną przez USA rezygnację) ale nawet na przeprowadzenie nowych wyborów.
Bądźmy sobą. Od zawsze głośno ostrzegaliśmy przed Rosją - i świat przyznał, że jednak mieliśmy rację. Nie bójmy się. Pozwólmy sobie na nienawiść wobec Rosji. To nic złego nienawidzić kogoś, kto od zawsze niewolił, mordował, kłamał, łamał charaktery i nie porzucił tego procederu. Przekonajmy Rosję, że może wewnętrznie jesteśmy pokłóceni na każdym poziomie - ale na każdym, prócz tego jednego. To dla nas nic nowego, naprawdę. Potrafili to nasi pradziadowe i dziadowie, prababki i babki. Słów „są w Ojczyźnie rachunki krzywd” nie napisano wczoraj i cały czas są aktualne. I te z początku i te z końca wiersza.
Dorównajmy własnej legendzie - a wojna nas ominie.
Bo tak naprawdę to Rosjanie się nas boją.