Komentarze są dostępne pod wpisem na FB.
Troszkę gonię w piętkę ostatnimi czasy, stąd też łapię opóźnienia - przepraszam. Ten wpis miał być opublikowany dwa dni temu a pójdzie dopiero dziś a i to w wersji skróconej. Może spróbuję pisać po troszku ale częściej, zobaczę jak się zorganizuję.
Wybaczcie clickbait z „zakazem fotografowania”, ale czasami i ja mam ochotę na tanie sztuczki. Co nie znaczy, że niczego o tym nie napisałem - ale to dopiero na samym końcu.
Ataki powietrzne
1. Pojawiły się nowe, potwierdzone przez władze Ukrainy fakty na temat rosyjskiego ataku na Sumy. Najpierw były to pogłoski i oskarżenia nie wprost, finalnie szef sumskiej administracji wojskowej przyznał, że mieście odbywała się ceremonia upamiętniająca żołnierzy 117. Brygady Obrony Terytorialnej.
Jedyny wojskowy, o którego śmierci wiemy to dowódca 27. Brygady Artylerii Rakietowej, Jurij Jula. Brygada pochodzi z obwodu sumskiego i fakt przebywania dowódcy brygady na terenie stolicy obwodu nie budzi raczej zdziwienia. O innych, zabitych żołnierzach nie mamy informacji.
Do ataku wykorzystano dwie rakiety balistyczne „Iskander-M”, wystrzelone przez dwie, różne jednostki rosyjskiej artylerii rakietowej (ze składu 112. i 448. brygady), co sugeruje koordynację na wyższym poziomie.
Zorganizowanie takiej imprezy tak blisko frontu jest przejawem skrajnej głupoty - niestety, nie jest to wypadek odosobniony, pisałem o co najmniej jednym takim zdarzeniu - wtedy jednak sprawa była bezdyskusyjna, zaatakowano zgromadzenie czysto wojskowe, bez udziału cywilów.
Wracając do Sum: Rosjanie wielokrotnie udowodnili, że absolutnie nie liczą się z życiem cywilów i to mnie nie zaskakuje. Dziwi mnie natomiast postawa osób, które usiłują usprawiedliwiać ten atak faktem, że przy okazji masakry cywili udało się zabić żołnierzy (bo atak prawdopodobnie był wymierzony TAKŻE w wojskowych i w ich rodziny, obecne na obchodach). W mojej ocenie ta postawa nie różni się niczym od czysto rosyjskiej argumentacji „można bombardować szpital, bo przecież leczy się tam wojskowych”. Razi to tym bardziej, jeśli te same osoby bardzo surowo oceniają ukraińskie filmy z „dronowania” Rosjan.
Zgadzam się całkowicie z osobami, które uważają że atak był czysto terrorystyczny, miał zabić cywilów i wypłoszyć ich z miasta. To powtarzający się wzorzec rosyjskiego postępowania. Fakt, że mogła się tam odbywać impreza z wojskowymi (nota bene - ci, którzy o niej mówią, twierdzą że i tak była w schronie) był po prostu elementem, przyciągającym uwagę Rosjan. Jak nie to, to pewnie oberwałaby jakaś procesja.
Przy okazji - ostatnio za wystawianie Rosjanom celów aresztowano kolejnego popa Cerkwi Patriarchatu Moskiewskiego.
2. Ukraińcy nie zamierzają puścić tego płazem. Ukraińskie drony zaatakowały już miejsce stacjonowania 448. brygady artylerii rakietowej. Z rosyjskich kanałów wiemy, że „nie obyło się bez ofiar”. Potem atakowano kilkukrotnie (16 i 17 kwietnia - tego drugiego dnia co najmniej dwa razy) koszary 112. brygady rakietowej. Nie wiemy o ofiarach, ale na pewno trafiono - z 16 kwietnia jest nagranie Rosjanina, przebywającego w koszarach, dokumentujące trafienie.
Ukraina ma długie ręce i dobrą pamięć. Możemy być pewni, że w ciągu najbliższych lat, odpowiedzialni za te ataki oficerowie zostaną zabici. Ukraińskie służby specjalne pokazały już, ze są do tego zdolne i że potrafią na własną rękę wymierzyć sprawiedliwość. O przeszłych przypadkach przypomina nam Marcin Ogdowski [pol], do lektury wpisu którego zachęcam.
3. Brutalne i krwawe wydarzenia w Krzywym Rogu i w Sumach nie powinny nam przysłonić innych aspektów rosyjskich ataków - a sprawa jest o tyle ciekawa, że od końca marca drastycznie wytraciły impet.
a) po pierwsze: mamy dwa dni bez masowych ataków dronowych: noce na 1 i na 7 kwietnia. Ostatni raz taka sytuacja miała miejsce ponad 100 dni temu, w połowie grudnia 2024!
b) po drugie: jeśli popatrzycie na tabelkę to zobaczycie, że drastycznie spadła liczba dron. Ataki są o połowę mniej liczne - w dniach 1-14 kwietnia odnotowano 888 bezpilotowców. Analogiczny okres z marca to 1754 aparaty.
To dziwne, bo Ukraina obawiała się drastycznego wzrostu liczby ataków - spadku o połowę nie zapowiadano ani nie sugerowano.
c) po raz pierwszy od miesiąca Rosjanie przeprowadzili atak rakietami manewrującymi - ale trzykrotnie mniejszy (23 rakiety), niż ostatni. Użyto 9 rakiet Ch-101 (strącono 6), 8 „Kalibrów” wystrzelono z Morza Czarnego (strącono 6) oraz 6 balistycznych Iskanderów-M (strącono 1).
3. Nie wiemy, czy wpływ na mikry rozmiar rosyjskiego ataku rakietowego miał duży sukces Ukrainy z nocy 31 marca - według słów generała Syrskiego ukraińskie drony dopadły na lotnisku bombowiec strategiczny Tu-22M3. Gdyby była to prawda to sukces byłby niesamowity - te maszyny używane są do odpalania rakiet manewrujących przeciwko Ukrainie a Rosja ma ich niewiele (możliwe, że około 50).
Do tego Tu-22M3 nie są już produkowane.
Specjalnie sprawdziłem, czy nie jest to uzupełnienie informacji o ataku na lotnisko „Engels”, gdzie 20 i 21 marca zniszczono zapas rakiet i uszkodzono Tu-95 - ale wygląda na to, że Ukraina skupiła się teraz na polowaniu na rosyjskie lotnictwo.
Nie wiemy też, czy Ukraińcy dopadli Tu-22M3 na lotnisku stałego bazowania (to oznaczałoby, że ich drony poleciały daleko, daleko w głąb Rosji, co podobno jest możliwe) czy też może udało się szczęśliwie zaatakować maszyny na jakimś lotnisku tymczasowym, przed atakiem.
4. Rosjanie cały czas udoskonalają sposób ataków dronowych. Początkowo latali na bardzo niskiej wysokości, wykorzystując nawet koryta rzek aby zejść poniżej widoczności radaru. Ukraińcy odpowiedzieli na to rozbudową systemów nasłuchu i analizy danych - oficjalnie nie są one omawiane zbyt szczegółowo, ale składają się chyba z dużej sieci czujników dźwięku, transmitujących dane za pośrednictwem Internetu, co pozwala na analizę i korelację w czasie rzeczywistym.
Uprzedzając: nie, raczej nie leci pełna transmisja dźwięku, cała sztuczka polega na tym, gdzie i jaką analizę się przeprowadza. Najprawdopodobniej do centralnych systemów trafiają już wstępnie obrobione informacje w rodzaju „pasuje do wzorca X, siła Y, kierunek taki a taki, narasta/oddala się” etc.
Potem Rosjanie weszli z dronami na wysoki pułap - ok. 2 km - co jednak sprawia, ze nadają się one do ataków terrorystycznych, bo wysoki pułap i gwałtowne, strome pikowanie co prawda drastycznie utrudnia zestrzeliwanie ich, ale też obniża celność.
Najnowsza zmiana taktyki polega na tym, dolot jest na wysokim pułapie, potem zejście na około 1km i dopiero pikowanie na cel. Wygląda to na balans między bezpieczeństwem aparatu a jego celnością.
To, że drony są dobrze widziane przez radar, to nie problem - jest ich tak dużo, że nie ma jak niszczyć ich rakietami, nie ma też tylu samolotów ani śmigłowców.
5. Prócz pracy nad taktyką, Rosjanie ciągle udoskonalają swoje aparaty. Kwestia łączności, odporności na zakłócenia, zamiany części tańszymi lub po prostu dostępnymi zamiennikami to jedna sprawa. Drugi obszar to głowica bojowa.
W początkowym okresie drony wykorzystywały całkiem silną i pomysłową głowicę burzącą z wkładkami kumulacyjnymi, które formowały kilka strumieni płynnego metalu, uderzające wokoło. Musiało to być bardzo skuteczne wobec pojazdów, maszyn albo transformatorów. Prawdopodobnie projekt był oryginalny, irański.
Potem Rosjanie zaczęli stosować też głowice termobaryczne - to paskudna broń, która zabija ludzi poprzez wywołanie gwałtownego skoku ciśnienia i temperatury, nie chronią przed nią schrony czy ściany.
Ostatnimi czasy (10 kwietnia) Ministerstwo Obrony Ukrainy odnotowało wyposażenie głowic rosyjskich dron w jakiś rodzaj amunicji kasetowej (patrz zdjęcie) - co pokazuje wyraźnie przeorientowanie na ataki obszarowe na ludzi.
Najnowsze doniesienia dotyczą znajdowania w dronach kapsułek z chlorobenzylidenomalononitrylem, a po ludzku z „CS”. To jest „drażniący bojowy środek trujący” i Rosjanie wielokrotnie już go stosowali na froncie, choć nigdy na dużą skalę - mam wrażenie, że najczęściej mówiono o zrzucaniu granatów z takim z rosyjskich dron.
Na marginesie - to kolejny obszar w którym Rosja pogrywa sobie ze światem - bo to niby jest broń chemiczna ale jednak „a co to za broń chemiczna co to jest wykorzystywana jako gaz łzawiący przez policję?”. Problem w tym, ze można się od tego udusić, jeśli akurat zgromadzi się w zamkniętym pomieszczeniu - a prowizoryczny schron to przecież dziura w ziemi… No, ale niczego z tym „nie da się zrobić” więc będziemy tak czekać i czytać wywody mądrych prawników o tym, że Rosjanom wolno więcej, bo i tak nie podpisali żadnych konwencji.
Wracając do CS w „Shahedach” - tu sprawa jest jeszcze bardzo niejasna. Nie wiadomo, czy to inicjatywa poszczególnych jednostek czy może działanie obliczone na efekt psychologiczny i chodzi głównie o to, aby ludzi zniechęcić do podnoszenia samodzielnie strąconych dron? Gdyby zrobiono to masowo, to może świat popatrzyłby na to jak na świadome gazowanie cywilów - a jedna albo dwie drony a do tego nie wiadomo, czy na pewno? „Nic nie da się zrobić” - pamiętajcie!
Jednocześnie ministerstwo zaprzeczyło plotkom, że niektóre elementy dron (głowice, fragmenty poszycia, które najczęściej pozostają całe i za które wygodnie jest chwycić) były pokrywane toksynami, to podobno tylko panikarska plotka.
6. Ukraina poinformowała o utracie samolotu F-16. Śmiercią lotnika zginął Pawło Iwanow. Miał 26 lat.
Cześć jego pamięci.
Do strącenia samolotu od razu przyznała się Moskwa, ale tutaj rozchodzą się wersje. Plotki ukraińskie mówią, że samolot strącono w czasie wykonywania misji na niskim pułapie - Rosjanie mówią, że atak wyglądał tak, jak ostatnio, czyli rakieta z systemu S-400, naprowadzana przez ich myśliwiec, która dopadła F-16 na dużej wysokości.
Może to być więc tak, że Ukraina przyznała się do pierwszego strącenia, tego o którym już kiedyś informowałem - wtedy było tylko ogłoszenie Rosjan. Z drugiej strony oni już dwa razy zniszczyli zawartość wszystkich arsenałów NATO w Europie i z połowę amerykańskich, więc trudno ich traktować poważnie.
Może być tak, że istotnie mamy dwa strącenia. Może też być tak, że tamtego nie było a to jest pierwsze. Niech każdy wybierze sobie własną wersję, bo na razie dane nie pozwalają na więcej.
7. Rosjanie z kolei popełnili ciężki błąd - pochwalili się w materiale wideo, w swojej telewizji, komfortową pracą swoich droniarzy, którzy z wygodnego biura w Moskwie (patrz zdjęcie) „jednym ruchem myszki likwidują ukrów na froncie”. Materiał został zdjęty szybko, ale mleko się rozlało. Ludzie momentalnie ustalili, który to wieżowiec i właściwie teraz Ukraińcy mogą spokojnie bronić się, że dowolny atak na centrum biurowe Moskwy powiązany jest z ich przekonaniem, że stacjonują tam rosyjscy droniarze.
Infrastruktura krytyczna
8. Czesi od dzisiaj nie są już zależne do rosyjskiej ropy. Rozbudowa ropociągu TAL pozwala im czerpać surowiec od innych dostawców. W 2024 Czesi pobierali z Rosji 42% swojego importu.
9. UE odroczyła wprowadzenie zakazu importu rosyjskiego gazu skroplonego. Przyczyną był opór niektórych państw oraz brak pewności co do stabilności dostaw z alternatywnych źródeł.
10. W związku z niepewnością na rynkach drastycznie staniała ropa naftowa. Jest to o tyle zabawne, że państwa G7, w ramach sankcji, ustaliły że rosyjskiej ropy nie wolno przewozić zachodnimi statkami, jeśli kosztuje więcej, niż 60 USD za baryłkę. Miało to być dla Rosji nieopłacalne. Na skutek zamieszania gospodarczego w USA ropa zjechała na moment nawet do 55 USD za baryłkę.
Ogólnie w Rosji mają problem, bo budżet im się przestaje przez to spinać. Zmniejszają m.in. wysokość nagród, wypłacanych kontraktowym żołnierzom, nawet o połowę.
Front
11. Znowu ofiarą moich deficytów energii będzie front. W telegraficznym skrócie sytuacja była taka, że rosyjska ofensywa, obliczona na zdobycie Pokrowska i przerwanie frontu gdzieś na tym odcinku, została powstrzymana.
Potem mieliśmy jakiś miesiąc pauzy operacyjnej, gdzie nawet częściej ZSU zdobywały fragmenty terenu - choć Rosjanie nie byli tacy bezczynni, jakbyśmy chcieli.
Potem - w początku kwietnia - generał Syrski poinformował, że Rosjanie wznowili właściwie ofensywę i choć nie było tego jeszcze tak bardzo widać, to jednak liczba starć stopniowo wzrastała.
Potem były dwa dni konsternacji, gdy nagle spadł śnieg i cały wiosenny kamuflaż szlag trafił.
12. Dzisiaj poinformowano o dwóch, bardzo interesujących atakach, obu na południowym odcinku frontu. Pierwsze doniesienie dotyczy ataku jaki miał miejsce 16.04 około godziny 18:00 czasu kijowskiego w okolicy znacznika „1” (lewa strona mapy).
Rosjanie zaatakowali na trzech kierunkach (plus minus tam, gdzie strzałki) - ale jak na współczesne realia pola walki zrobili to bardzo silnie: użyto około 320 żołnierzy i 40 wozów bojowych piechoty i transporterów opancerzonych. Do wsparcia poszły 3 (tak, trzy) rosyjskie czołgi. Zasadniczo atak został zmasakrowany w dużej odległości od ukraińskich pozycji.
Ciekawie i z detalami opisał to Thorkill [pol].
13. Drugi atak miał miejsce po prawej stronie mapy (znacznik „2” to Pokrowsk) - tutaj z kolei mieliśmy sceny jak z Mad Maxa, gdzie Rosjanie mieli wykorzystać grupę ponad 100 motocyklistów (!), jednak ci też zostali rozbici.
Szczegóły także u Thorkilla [pol].
Znajdziecie tam też ciekawą wzmiankę, która sugeruje, że to wcale nie takie głupie ani desperackie - a przynajmniej nie bardziej, niż szturmowanie na piechotę, przynajmniej się przed śmiercią człowiek nie zmęczy. Chodzi o to, że linia obrony nie jest ciągła. Więc szybki rajd na jednośladach daje szansę przemknięcia się między linią posterunków i dopadnięcia jakiejś dziury a potem doczekania do posiłków… i tak aż do zbudowania silniejszej pozycji, z której można zwinąć kawałek obrony.
14. Obecne pole walki wygląda zupełnie inaczej, niż sobie to wyobrażamy. Coraz częściej oddziały walczą w quasi-okrążeniu, gdy niebo do tego stopnia kontrolowane są przez drony obu stron, że nawet misje ewakuacyjne rannych są niemożliwe, a co dopiero wymiana ludzi. Żołnierzom za pomocą dron dostarcza się zaopatrzenie - a nawet krew do transfuzji. Wiadomo o ukraińskich żołnierzach, którzy spędzili w takich okolicznościach nawet 63 dni.
W ostatnich tygodniach pojawiło się doniesienie, że za pomocą lądowego drona udało się z takiej matni ewakuować ciężko rannego żołnierza.
15. A teraz informacja, która powinna pomóc Wam skalibrować sobie sytuację na froncie. Pamiętacie walki o Bachmut, jak miasto padło a Rosjanie ruszyli dalej, na Czasiw Jar? Pamiętacie, jak podeszli na przedmieścia i nie dali się odepchnąć?
No to od tego czasu minął równy rok. I nadal nie zdobyli Czasiw Jaru.
Wiadomości ogólne
16. Dużo emocji budzi wejście w życie przepisów o zakazie fotografowania. Dla przypomnienia: jeśli obcykacie nieświadomie miejsce z wyraźnie wywieszonymi zakazami to kosztować Was to może od 5 do 20 tysięcy zł grzywny - a jeśli zrobicie to świadomie to i areszt od 5 do 30 dni. W obu przypadkach można liczyć się z przepadkiem sprzętu.
Dlaczego w ogóle o tym wspominam? Bo co prawda martwi mnie nędzna jakość tego prawa, to że zostawia dużo uznaniowości i to, że prawdopodobnie będzie jak z zatrzymywaniem za posiadanie niewielkiej ilości marihuany - co deklarowano jako sposób na walkę z dilerami, ale skończyło się na nabijaniu sobie statystyk dzieciakami ze skrętami - ale reakcje na te przepisy są po prostu histeryczne i głupie. Nie wiem, czy ktoś to podkręca czy społeczeństwo zrobiło się takie, bo analogiczna sytuacja była, gdy sztabowcy ogłosili, ze „plany przewidują przeszkolenie do 200 tysięcy rezerwistów” i autentycznie widziałem takich, co to byli przekonani że jutro ich złapią na ulicy i wepchną do budy aby potem pognać z „patykiem na czołgi”. A tego, ze regularnie sztabowcom się marzą takie liczby i co roku wypełnia się to w znacznie mniejszym stopniu, tego już nikt nie pamiętał. Ba, niektórzy tak panikują rok do roku!
Strach ma wielkie oczy, mały rozum i strasznie jojczy. A argumentacja zastrachanych obraża logikę i wiedzę o bezpieczeństwie.
Najczęściej spotykanym argumentem jest: „to teraz muszą zamknąć wszystkich kierowców bo mają kamerki”, „to teraz MUSZĄ zamknąć całe Google, bo Google Street View” - i tym podobne chochoły.
Nie muszą. A Google po prostu dostanie listę obiektów do wycięcia ze Street View. Być może zostaną za jakiś czas wprowadzone jakieś przepisy doprecyzowujące (choć ja jestem pesymistą, ale też - na litość - nie można wszystkiego torpedować „bo się nie da”, więc jednak liczę na ulepszanie prawa).
Pojawia się też argument w rodzaju: „Haha, oni sobie wyobrażają, ze to powstrzyma prawdziwego szpiega, co za idioci”. No wiec to nie tak i myli się tu kilka rzeczy na raz. Po pierwsze nikt nie liczy na coś, co kiedyś nazywano „security by obscurity” czyli wiarę w to, ze jak coś się schowa to wystarczy. Ale to nie znaczy, że chowanie straciło sens. Choć fakt, był taki etap, gdy w to z kolei wierzono - że można wszystko na wierzchu, bo kupiliśmy Cudowne Pudełko Które Zapobiega Wszystkim Nieszczęściom. Taki folklor.
Podobnie jak w cyberbezpieczeństwie, tutaj też nie ma cudownej pigułki, „silver bulleta” czy innego magicznego dżina, który jeden sam zrobi wszystko. Bezpieczeństwo to i proces i system, w ramach którego utrudnia się napastnikom pobieranie informacji a przez to zwiększa szansę na to, ze uda się zauważyć ich działania, zanim poczynią duże szkody. To już nie epoka, którą czasami nazywam „jajcarską” - bo po przebiciu twardej, ale cienkiej skorupki perymetru bezpieczeństwa można było hulać do woli. Teraz porządny system jest jak cebula. Nie to, że brązowieje na słońcu: powinien przypominać raczej plan filmu „Cube”. Jedyny kłopot w tym, że prócz napastników mamy w tych kostkach także pracowników. Czasami nawet wiele kawałków pracowników - jeśli rozumiecie, co chcę zasugerować. I wtedy oględnie mówi się, ze „no tak, bezpieczeństwo nie jest wygodne”.
Tak, wiem, znaczna część firm nadal żyje w realiach cudownych lat sześćdziesiątych, ale świat się zmienił, nawet jeśli oni nie chcą w to wierzyć.
I teraz porównajcie sobie sytuację, gdy macie za zadanie zgromadzić informację na temat polskich źródeł uzdatniania wody albo czegoś w ten deseń. Setki miejsc. Na szczęście jest taki fascynat spod Kielc, który zjeździł i obfocił połowę z nich. I super, pobieramy. Google dało takie przestrzenie, ze to fraszka. Nawet reklamę obejrzymy w ramach wdzięczności.
A teraz wyobraźcie sobie, że musicie pojechać w sto albo w więcej lokalizacji i zrobić zdjęcia. Wierzcie mi - od pewnej liczby miejsc wymagania czasu i godzin na wykonanie tego rosną skokowo. No i zaczynają się drobne ryzyka. Czy ktoś analizuje przemieszczanie się jednego samochodu, który przypadkiem został wyłapany w dziesięciu miejscach, blisko infrastruktury krytycznej? A może to dziesięć samochodów, które wjechały tego samego dnia… albo zostały wynajęte tego samego dnia przez te same osoby, albo… Drogo i kłopotliwie się robi. Nie mamy tyle czasu i pieniędzy, w końcu projektów jest X. To może wynająć parę dzieciaków albo kupić filmy od paru kierowców?
Widzicie teraz? Im więcej czynności trzeba wykonać, tym więcej szans na to, że ktoś zwróci na nas uwagę. Ryzyko rośnie. W połączeniu z innymi elementami może to pozwolić na wykrycie działalności.
Tak więc to nie jest tak, że to nie ma absolutnie sensu. Oczywiście przepisy są kiepskie, ale proszę - myślmy i nie panikujmy. Albo panikujmy tylko troszkę.
17. I na koniec taka refleksja ogólna: niektórym się wydaje, że obecnego rozpasania informacyjnego nie da się ograniczyć. Fakt, jest fatalnie - publikujemy za dużo informacji o infrastrukturze krytycznej i po prostu niejawnej. W Biuletynach Informacji Publicznej jest wiele za wiele danych, wykonawcy wrzucają na swoje strony zdjęcia i plany realizacji, fotografujemy wszystko na potęgę i nagrywamy co się da.
Ale to nie jest tak, że jesteśmy niereformowalni. Kiedyś, dawno temu, Internet był innym miejscem. Nie było szyfrowania, wiele usług było skonfigurowanych na zasadzie „bierzcie i korzystajcie wszyscy”. Niczym w Edenie, gdzie jagnię obok wilka i te sprawy. Ale szybko wilk przeciągnął się i zjadł jagnię i jakoś teraz nie ma już open-relayów, mamy powszechną nieufność, szyfrowanie i takie tam.
Podobnie w życiu osobistym. To nadal problem, ale coraz więcej ludzi rozumie, że ich dzieci maja prawo do prywatności i nie trzeba publikować każdej chwili życia na powszechnie dostępnych zasobach - a ci, którzy stracili majątek bo najpierw poinformowali świat, że ich mieszkanie będzie przez miesiąc puste, a potem upewniali złodziei, że na pewno jeszcze nie wracają - budzą już raczej politowanie niż zdziwienie „ale jak to możliwe?”.
Podobnie nauczymy się aby nie filmować wszystkiego co się rusza „bo tak” i nie nagrywać przejazdu wojska - a przynajmniej żeby nie wrzucać tego do sieci. Albo nauczą nas mandaty. Tak czy owak to wiedza, którą będziemy musieli nabyć.
I niektórzy mogą zapłakać nad tym, że kiedyś świat był bardziej niewinny i prostszy. I można było robić fajne nakładki w czasie rzeczywistym, dzięki „AI” od Wspaniałych Chińskich Filantropów. I nawet będą mieli rację.
Ale i tak się zmienimy.