Komentarze są dostępne pod wpisem na FB.
Uwaga: publikuję ten tekst w momencie, gdy kampanijne wzmożenie wzbudza mój skrajny niesmak. Jeśli ktokolwiek z komentujących napisze choć słowo, nawiązujące do naszej polityki wewnętrznej w formie innej, niż wskazanie ogólnych błędów i pożądanych kierunków, zwłaszcza jeśli pojawią się tu odniesienia do konkretnych formacji politycznych, to będę takie komentarze ciąć - a jeśli komentujący będą szczególnie oporni, to będę banować. Nie pozwolę zrobić tu takiego ścieku, jaki panuje w innych miejscach.
Jak zapewne wiecie, byłem przekonany, że Rosja chciałaby - w nieodległej przyszłości, określanej zgrubnie przez specjalistów jako „około 5 lat” - zaatakować Litwę, Łotwę lub Estonię - a w ostateczności Polskę i wielokrotnie dawałem tej obawie wyraz.
Jako, że staram się być uczciwy wobec siebie i innych, dlatego muszę głośno i wyraźnie powiedzieć, że popełniłem błąd w swoich kalkulacjach i nie uwzględniłem bardzo ważnego czynnika, który sprawia, że powyższe twierdzenie przestaje być prawdą.
Najpierw jednak wytłumaczę, z jakich przesłanek do niego doszedłem i omówię je po kolei. Pamiętajcie jednak o jednym - to cały czas jest jednak wróżenie z fusów. Stąd i stosowny, pochodzący z Wikipedii, obrazek.
Sytuacja ogólna - tu trwam przy swoim
1. Punkt pierwszy to zasadniczy powód takich działań, który wynika z wizji i strategii Rosji: obecne elity rosyjskie żyją wizją:
- odbudowy dawnego imperium rosyjskiego, najchętniej w granicach byłego ZSRR
- nadaniu i potwierdzeniu pozycji Rosji jako jednego z mocarstw, decydujących o losach świata
To są dwa, podstawowe elementy rosyjskiej strategii. Nie jest nią podbój całej Europy, na to są zbyt mądrzy - zresztą Europa nie jest dla Rosji zagrożeniem a Rosja wyraźnie sygnalizuje, że nie chce być egzystencjalnym zagrożeniem dla krajów Europy Zachodniej.
Tu ważna uwaga: nie mylmy groźnych gestów, przeznaczonych dla polityków i opinii publicznej z planami realnego podporządkowania sobie np. Niemiec. Rosja po prostu oczekuje, że takie Niemcy ustąpią jej w tej czy innej sprawie, ale nie chce ich anektować czy sobie podporządkowywać. Najchętniej po prostu doprowadzi do tego, ze władzę przejmą ludzie, z którymi się dogada, co jest jakby całkiem akceptowalne dla polityków zachodu (każdy rozumie, że każdy chce mieć przy stole sobie życzliwych ludzi).
2. Doraźnym środkiem do osiągnięcia tego celu niekoniecznie jest przyłączenie do siebie wszystkich terytoriów - Kreml zadowoli się uzyskaniem dominującego wpływu na politykę w poszczególnych krajach, coś co znamy z okresu Układu Warszawskiego
3. Aby było to możliwe od osiągnięcia, konieczne jest „zmiękczenie” krajów-celów. Najważniejszym krokiem jest rozbicie ich współpracy, zgodnie z maksymą „divide et impera”. Podstawowym elementem, dającym tym krajom pewność siebie jest uczestnictwo w pakcie NATO - należy więc skompromitować pakt, zniszczyć jego spójność i wiarę w jego skuteczność.
4. Nie są to oczywiście jedyne działania - nie należy pozwolić, aby na gruzach NATO powstawały jakiekolwiek inne inicjatywy. Sposoby niweczenia współpracy międzynarodowej mogą być różne, głównie poprzez wpływ na polityków - ale bardzo ważne jest też pogłębianie antagonizmów. Niestety, sprzyja temu nasz obecna, konsumpcyjna, indywidualistyczna kultura, sprzyjająca promowaniu postaw skrajnie i głupio egoistycznych. Nie odbierajcie tego jednak jako automatycznego idealizowania kultur kolektywistycznych - po prostu zwracam uwagę na zbytnie wychylenie wahadła i zatracanie zdolności do jednoczenia się w imię wspólnego działania.
5. Pokrewnym tego typu działaniem jest zapewne podbijanie bębenka Wielkich Węgier i rewizji granic - to marzenie sprawia, że z punktu widzenia Węgier rozpad sojuszy i ewentualne konflikty europejskie będą dobre, bo na osłabionych sąsiadach da się wymusić korekty granic. Co zresztą Węgrzy trenowali z Ukrainą.
6. Demontaż sojuszy, rozbicie solidarności ościennych krajów, zapewnienie sobie obojętności krajów europejskich, położonych dalej od granic Rosji, destabilizacja scen politycznych i wprowadzenie na nie ludzi sobie życzliwych to strategia, jaką przyjęła Rosja. Oni wiedzą, że nie wszystko uda się naraz (a nawet nie powinno, bo żabę gotować należy ostrożnie) - ale im to naprawdę nie przeszkadza.
7. Uważam, że najlepszym i jedynym sposobem doraźnego poderwania zaufania do NATO, będącego podstawowym spoiwem i fundamentem, który pozwala na kozakowanie zarówno nam jak i Krajom Bałtyckim jest sprowokowanie konfliktu z NATO w taki sposób aby nie doprowadzić do eskalacji, ale też skompromitować sam sojusz.
„Co ty wygadujesz!, Rosja nie chce wojny z NATO! Nie dałaby rady!”
Całkowicie się z tym zgadzam. W 1001%. A teraz zróbcie moją ulubioną sztuczkę myślową: najpierw powiedzcie to, co powyżej, ale z autentycznym oburzeniem, tak jakbym napisał że jutro spadną bomby na Paryż i Waszyngton. Poczujcie to politowanie. Możecie na głos.
A teraz rozłóżcie nieco inaczej akcenty i powtórzcie to samo tak, jakbyście właśnie wpadli na doskonały pomysł i odkryli rozwiązanie zagadki: „No tak. Rosja nie chce wojny z NATO. Nie dałaby rady.”
Czujecie to?
Rosja nie chce wojny z NATO, bo nie dałaby sojuszowi rady. Rosja to wie. Rosja nie zamierza toczyć wojny z NATO. Rosja zrobi wszystko, aby skompromitować sojusz ale nie wywołać przy tym wojny!
8. Kluczowe pytanie brzmi: czy Rosja jest przekonana, że to możliwe? Uważałem i uważam, że tak:
a) kraje zachodu przez lata żyły w ułudzie „końca historii”, demontując w większości swoje armie. Co ciekawe - taka Szwajcaria jakoś się do tego stada nie przyłączyła, wychodząc z założenia, że skoro do tej pory ich armia była najlepszym gwarantem neutralności, to nie ma co porzucać sprawdzonych metod
b) kraje zachodu nie mają już wspólnej opowieści - ostatnią taką historią było Czerwone Zagrożenie, ale czas upłynął, mury skruszały a strażnicy opuścili Amon Sul. Bez świadomości wspólnego zagrożenia ciężko jest się zmobilizować do trudu i ryzyka, a taka świadomość pozostała tylko u bezpośrednich sąsiadów Rosji. Reszta świata nie podziela naszych lęków a problemy ma własne, na przykład z migrantami.
c) nie jesteśmy gotowi ani na obniżenie poziomu życia i zwiększanie wydatków na zbrojenia ani na udział w konflikcie i demonstrujemy to (jako kraje Europy) na każdym kroku, co jest potężnym błędem. Silny powinien udawać słabość wobec przeciwnika tylko wtedy, gdy zależy mu na sprowokowaniu wojny. A my wojny chcemy, za wszelką cenę, uniknąć. Bo wygrana będzie równie nieunikniona co kosztowna.
d) wzmacniając egoizmy i antagonizmy między krajami, destabilizując kraje wewnętrznie (uważam, ze Rosjanie mają agenturę w KAŻDEJ formacji politycznej a jednym z jej zadań jest podsycanie agresji między obywatelami) Rosja stara się uzyskać efekt zawahania w sytuacji, gdy któryś z krajów poprosi o pomoc członków NATO
e) samo działanie zaś Rosjanie przeprowadzą w taki sposób, aby zminimalizować ryzyko eskalacji. Będzie to działanie nieoczywiste, ograniczone skalą i czasem a jednocześnie obudowane akcją propagandową o niebywałej sile. Będziemy straszeni totalną wojną i nieuniknioną zagładą z ręki nieodpowiedzialnych polityków. Będziemy zniechęcani do własnego kraju („bo co mi ten kraj dał!”, to będzie naczelne hasło), do własnych władz i do napadniętych ludzi („to ci Litwini to tacy-owacy”).
Rosja będzie jednocześnie grozić nuklearną zagładą światu oraz deklarować ograniczone cele swojej operacji - i nikt nie będzie widzieć w tym sprzeczności.
Wszystko to będzie miało na celu doprowadzenie do sytuacji, gdy już kurz opadnie a rosyjscy agenci będą mogli rozgłaszać: „widzicie? NATO nie zadziałało! przemyślcie jeszcze raz swoją postawę!”.
f) prawdopodobnie te działania nie zagrożą bezpośrednio Polsce. O ile baliśmy się ataku na naszą część przesmyku Suwalskiego, to ostatnie obawy dotyczą tego, że jeśli w ogóle dojdzie do tak otwartej konfrontacji to wojska rosyjskie NIE wkroczą na terytorium Polski. A tedy nasze władze staną przed wyborem: włączyć się do wojny czy wymyślić wymówkę?
Niestety, kampania prezydencka wykazała Rosjanom jasno, że kandydaci boją się poruszać tematy obronne a oficjalne stanowisko to „nie wyślemy wojsk”. Nie wyślemy na Ukrainę, nie wyślemy nigdzie, trzeba się przygotować przecież do obrony swojej chaty z kraja.
Decyzję będzie trzeba podjąć w sytuacji, gdy Rosjanie zaktywizują wszystkie posiadane siły aby uniemożliwić podjęcie takiej decyzji. A to oznacza kompromitację NATO i konieczność ułożenia sobie życia w nowych warunkach.
g) oczywiście możliwych scenariuszy jest naprawdę wiele, kilka z nich zostało omówionych w artykule Biełsatu [pol]. Wszystkie łączy jedno: Rosja nie chce eskalacji, robi wszystko by do niej nie doprowadzić.
No dobra, to gdzie się myliłeś? Bo piszesz i piszesz…
9. Do tej pory zakładałem, że Rosja będzie czekać aż uda się jej - w przypadku Ukrainy - osiągnąć stabilizację czy zamrożenie frontu, albo wprost zwycięstwo, rozumiane jako akceptacja przez Ukrainę obecnego status quo, przerwanie walk i zamieszanie polityczne.
W takiej sytuacji Rosjanie niesieni byliby falą entuzjazmu, z przysłowiowym zawrotem głowy od sukcesu, mieliby zgromadzone oddziały, solidnie odbudowaną armię (bo trwa jej odbudowa) a do tego niechęć do sprowadzania tych wszystkich żołnierzy do domu.
Wtedy, na fali przygnębienia i odczucia porażki krajów wspierających do tej pory Ukrainę, mogłaby spokojnie blefować. Bo w tak korzystnych warunkach po prostu nie mogliby nie wykorzystać sytuacji.
I to właściwie najsłabszy element tego założenia, bo oparty na mocnym przekonaniu, że po prostu Rosja będzie wystarczająco rozpędzona i pewna siebie, aby żyć chwilą i wykorzystać posiadane przewagi.
10. Największą niewiadomą był horyzont czasowy - starano się go określać, oceniając przestawianie rosyjskiego przemysłu na tory wojenne, zapasy w rosyjskim budżecie, wytrzymałość Ukrainy i jej sojuszników itd. itd. Stąd te ruchome „za pięć lat”. Przy czym w miarę upływu czasu przewagi Rosji i szanse stopniowo maleją - rośnie wyczerpanie kraju, rośnie siła armii na zachodzie.
To nie będzie za pięć lat, to będzie niedługo
11. I na tym polegał mój błąd. Choć może nie był to aż taki błąd? Może po prostu nie przewidziałem tego, co się wydarzyło? Tego, że Rosja i Ukraina zewrą się w klinczu, którego żadna ze stron nie potrafi przełamać i że nastąpi impas.
Impas. Co za obrzydliwe słowo.
Nikt nie toleruje impasu.
Zwłaszcza, gdy może on trwać długo - tak długo, aż Rosja osłabnie a Zachód wzmocni armie.
12. Co może być dla Rosji sposobem na przełamanie impasu? Na przykład… nacisk na NATO, na kraje Zachodu. Jakaś forma agresji - prawdopodobnie na Litwę, Łotwę lub Estonię. Działanie bardzo ograniczone, które będzie miało trzy założenia:
a) ma NIE doprowadzić do eskalacji, ale to rosyjski pewnik
b) ma skompromitować ideę NATO przez brak adekwatnej reakcji
b) może wymusić na Europie wstrzymanie wsparcia Ukrainy i przełamać impas:
- czy za pomocą negocjacji („my przestajemy, wy przestajecie”) - to porażka Ukrainy i NATO jako takiego, najwyżej w dłuższej perspektywie
- czy za pomocą pobudzania egoizmu („wojna będzie za rok-dwa, wszystkie ręce na pokład, cała broń dla nas”). Wbrew pozorom nie jest to tak niemożliwe, bo jeśli Rosja nie będzie eskalować to NATO może nie odważyć się na eskalację ze swojej strony, bojąc się potęgi atomu, dumzdeja i innych okropieństw - ale też wstrzymując pomoc dla Ukrainy, aby zaspokoić własne potrzeby. W takim przypadku dojdzie do sytuacji, gdy armie krajów zachodu się rozbudują, Ukraina może padnie a może nie, ale Rosji przecież nikt nie napadnie! Więc znowu zysk dla Rosjan.
13. Jest jeszcze kilka czynników, które zachęcają Rosję, aby podjąć działania teraz (w ciągu roku, dwóch):
a) USA jest niewiarygodne i niestabilne a do tego skonfliktowane z całym światem - ale inny prezydent to może zacząć zmieniać,
b) Europie bardzo trudno zmienić pokojowy kurs, stara się, ale idzie do poowooli,
c) emocje w krajach sąsiadujących (na przykład w PL) są rozbuchane nad miarę - to można wykorzystać do delegitymizacji władz i paraliżowania ich inicjatyw,
d) obecnie Rosja ma potężną przewagę w dronach nad nami (doktryna stosowania, praktyka, produkcja masowa) a nawet zdobyła przewagę nad Ukrainą, to istotny element ale w miarę upływu czasu może być kontrowany nowymi pomysłami przeciwdziałania,
e) armie jej sąsiadów nie zdążyły jeszcze się rozbudować i umocnić, podobnie jak np. zapasy min i innych środków
f) Rosja zawsze może przekonywać zachód, że ma jeszcze nienaruszone rezerwuary mobilizacyjne (bo ma, ale dla stabilności kraju wolą unikać mobilizacji uprzywilejowanych grup społecznych), więc konflikt mógłby być długi i trudny
14. Sposób realizacji? A czort wie. Na pewno się zdziwimy. Ot, powiedzcie proszę - czy jeśli Białorusini przejadą z Białorusi do Królewca i z powrotem a potem grzecznie wrócą do siebie to będzie to powód na to, że „NATO powinno napaść na Białoruś”? Jak sądzicie? Kto weźmie na siebie taką odpowiedzialność?
I czy brak reakcji znaczy, że NATO zawiodło? Tak to przedstawią. Ale wywołać wojnę światową w imię urażonych ambicji? No bądźmy poważni…
…i tak to może się toczyć.
Bzdury! Rosja nawet ostatnio deeskaluje!
15. Tak, Białoruś poinformowała, ze manewry Zapad-2025 (które same w sobie są częścią o wiele większych manewrów, odbywających się w Rosji) zostaną przesunięte w głąb kraju aby „nikogo nie drażnić” a nawet „obniży się ich rangę”.
Ale problem w tym, że ja zupełnie nie rozumiem, dlaczego Rosja miałaby chcieć nas uspokajać? I to w sytuacji, gdy tylko nas straszy i straszy i straszy. Przed chwilą groziła nam znowu atomowa zagłada. Tymczasem nie zrobiliśmy żadnego, znaczącego gestu - wspomagamy Ukrainę powoli, ale nieustannie, ale dużej zmiany jakościowej nie ma. Słowa o „pozwoleniu na atakowanie naszą bronią” i telenowela o Taurusach nie zastąpią dużej ilości broni i żołnierzy.
Rosja doprowadziła do tego, że rozmowy na temat Ukrainy prowadzi głównie z USA, wykluczając z nich przedstawicieli krajów Europy. Ale uspokajanie krajów zachodu to nie jest argument, który trafi do Trumpa - wprost przeciwnie, on by wolał aby Europa się nawet przestraszyła i kupiła coś w USA, skoro sama nie produkuje wystarczająco dużo. Więc skoro nie USA, to dlaczego my, czym zasłużyliśmy na ten gest?
Chyba, że po prostu powinniśmy się uspokoić, zrezygnować - wobec gestu dobrej woli - z „prowokacyjnego” gromadzenia wojsk na wschodniej granicy i organizacji równoległych ćwiczeń, co już zostało wstępnie zapowiedziane aby móc kontrować od razu wszelkie, rosyjskie głupie pomysły, „pomyłki” czy inne prowokacje.
I co teraz!?
15. Nic. Polski nikt nie zaatakuje. Musimy zachować spokój, nie dać się zastraszać - ale też powinniśmy okazywać siłę a nie słabość. Wspomagajmy naszych sąsiadów dobrym słowem i składajmy dobrze brzmiące, zdecydowane deklaracje pomocy czynem. Kto wie, może Rosja uzna, że jednak nie warta skórka z wyprawkę i sobie odpuści? Odstraszanie działa, nawet dość często.
Nie panikujmy, udawajmy zorganizowanych, nie dawajmy się wpuszczać w emocjonalne pułapki i nie słuchajmy jojkania. Nie chwalmy się też egoizmem. I nie zdradzajmy naszego kraju aby dokopać nielubianej formacji politycznej.
A reszta się jakoś ułoży.