Dzień 1389
Przed burzą
Komentarze są dostępne pod wpisem na FB.
O przygnębieniu
Niczego nie publikowałem przez dłuższy czas i miałem ku temu istotny powód. W pewnym momencie dotarło do mnie tak wiele złych informacji i ułożyły się one w taki wzór, że po prostu ogarnęło mnie potężne przygnębienie. Paradoksalnie - a może nawet to było gorsze - doniesienia te nie były powiązane z sytuacją na froncie. Prawdę mówiąc, to ukraiński front jest do dziś dla mnie źródłem najlepszych informacji.
Jesienna aura zapewne też negatywnie wpłynęła na mój nastrój. Nie chciałem w takim stanie pisać niczego, bo obawiałem się, że - zupełnie niepotrzebnie - rozniosę swoje przygnębienie i poczucie lęku na Was.
Co było dalej? Żadnego bohaterstwa, żadnego „znalazłem w sobie niespodziewane siły”. Po prostu ugiąłem się pod natłokiem czarnych myśli, przywarłem do skały, niczym mięczak miotany falami i czekałem, starając się nie narobić szkód. Gdy minął już pierwszy wstrząs, gdy zaadaptowałem się do nowej sytuacji, to niczym ten małż uchyliłem skorupę, rozejrzałem się i mogłem podsumować to w duchu: „sztorm znikł, a ja nadal jestem. No to takiego wała!”.
Dlaczego o tym piszę? Bo uważam, że bardzo poważnie wzrosło ryzyko tego, że na nasz kraj przyjdą ciężkie czasy i wielu z Was znajdzie się - przejściowo - w takim stanie ducha. Wiem, czasami coś takiego może złamać - ale znakomita większość z nas przez to przechodzi. Grunt, żeby nie panikować publicznie. Lepiej wtedy oprzeć się na najbliższych znajomych, rodzinie, specjalistach (np. w 2022 uruchomiono w Polsce specjalne dyżury telefoniczne, jeśli coś się pogorszy, to znowu będą). I przeczekać to i znowu podnieść głowę.
Pamiętając o proporcjach przywołam tu przykład Churchilla. Świat pamięta go jako nieulękłego przywódcę, który siłą ducha i zapałem przeciągnął swój kraj przez mroczne czasy. Jego determinację i słynne: „będziemy walczyć na plażach, będziemy walczyć na lądowiskach, będziemy walczyć na polach i na ulicach”.
Historia pamięta go także jako człowieka, który pogrążał się w apatii i czarnej depresji. Prawdopodobnie cierpiał na chorobę afektywną dwubiegunową. Był świadomy tego, że po okresie aktywności wpadnie w czarną dziurę. Konsultował się z lekarzami, dogadzał sobie jak umiał - i przeczekiwał. W tym stanie nie pisał przemówień i nie podpisał kapitulacji.
„Ale ja chcę o froncie!”
Przepraszam, będzie o czym innym. Powiem tylko tyle, że w Hulajpolu stara bieda (tzn. Rosjanie dopiero je atakują ale bajzel na tym odcinku jest duży), doszło do opuszczenia przez ZSU Siewierska, który broniony był przez ostatnie trzy lata (tu ważne aby podkreślić, że w odróżnieniu od innych przypadków tutaj ZSU odeszło zawczasu, co tylko podkreśla jakość dowództwa na tym odcinku - to przyznają nawet bardzo ostrożni komentatorzy). Dobre wieści za to z Kupiańska - już po ogłoszeniu przejęcia miasta przez Putina zadziało się coś takiego, że chyba Ukraina Kupiańsk odbiła i trzyma setkę czy dwie Rosjan w realnym okrążeniu, znacznie poważniejszym niż to w Wowczańsku. Zobaczymy, jak to się rozwinie, ale to jest realnie dobre.
Dodatkowo ZSU wycofało przepustki wojskowym z obwodu czernichowskiego (północ kraju), obawiając się nowego wtargnięcia.
Na Morzu Czarnym Ukraina urządza masakrę rosyjskich tankowców i atakuje rosyjskie(!) platformy wydobywcze, które musiały wstrzymać pracę. Rosjanie w odwecie ostrzelali statki, płynące do portów Ukrainy (chyba trzy i co najmniej jeden turecki) i bardzo mocno uderzyli po energetyce w obwodzie odeskim.
Dzisiaj tyle z frontu, reszta na tematy ogólne.
„To czego tak naprawdę chce Rosja?”
Pierwsze, o czym musimy sobie przypomnieć, to uświadomienie sobie, do czego dąży Rosja. Wbrew pozorom nie jest to jedynie i wyłącznie podporządkowanie sobie Ukrainy. Owszem, od lat czytamy o tym, piszemy, dyskutujemy i chyba niektórzy z komentatorów zaczęli mylić cel i środki prowadzące do celu.
Rzecz w tym, że Rosja uświadomiła sobie, że ze swoim dziadostwem, korupcją, bylejakością i ogólną mentalnością nie jest w stanie konkurować i odgrywać znaczącej roli w świecie gospodarki kapitalistycznej. Nawet z tymi wszystkimi surowcami.
Doszła więc do logicznego wniosku: „skoro nie możesz wygrać w cudzą grę, to narzuć własne zasady” - i tak właśnie robi. Rosja rozpaczliwie i organicznie potrzebuje doznać uczucia szacunku. Takiego specyficznego szacunku, rozumianego po rosyjsku: „niech nienawidzą, niech się boją - byleby szanowali, byleby nie lekceważyli!”.
Rosja chce powrotu do „koncertu mocarstw” - i ona ma być w ich gronie, decydować o losach świata i mniejszych krajów. Chce odbudować swoją strefę wpływów, którą - także oficjalnie - określa na zachód jakoś tak na Wiśle/Odrze. Tutaj oczywiście mogło w ciągu ostatnich lat dojść do pewnych zmian, bo wcześniej silna była narracja, ze Rosja zostanie „imperium azjatyckim”, co na pewno miało uspokajać kraje na zachód od Polski - ale nieustępliwy opór Ukrainy sprawił, że Rosja stała się klientem Chin i równoprawnym partnerem takich przegrywów, jak Korea Północna, wiec może wewnętrznie będą musieli skorygować plany i - wobec demonstrowanej słabości Europy i USA - skoncentrować się jednak na Europie (co dla nas jest złą opcją).
Tutaj warto sięgnąć do opracowania profesora Piotra Eberharda [pol], omawiającego zwięźle koncepcje Aleksandra Dugina. Tak, to ten wielkoruski mistyk i geopolityk, o którym na pewno słyszeliście. Nie, nie jest to kolejny, telewizyjny prorok i piwniczny prezydent. Pisząc ten tekst postanowiłem sprawdzić, czy Dugin jest nadal obowiązkową pozycją na rosyjskich uniwersytetach i szybko znalazłem np. plan nauczania podstaw geopolityki uniwersytetu w Smoleńsku, gdzie omawia się poglądy najważniejszych „geopolityków-kontynetalistów”. To krótka lista: Alain de Benoist, Zbigniew Brzeziński, Samuel P. Huntington i Aleksander Dugin. Dugin zresztą pojawia się tam też w innych obszarach.
Ja wiem, że obcowanie z Duginem to niemal jak lektura „Moskwa-Pietuszki”, tylko bez przyjemności i nawet byli Rosjanie, którzy potrafili stwierdzić „mi to się wydaje, że od jego pism można dostać raka mózgu, ale może się mylę” - ale obecnie powinniśmy założyć, że Rosja niejako tego raka dostała. A przynajmniej tak się zachowuje.
Największą trudność dla polityków i społeczeństw Zachodu stanowi chyba zrozumienie tego, że Rosjanie cenią inne rzeczy. Może i w naszej optyce Rosja poniosła klęskę, gdy wielkie mocarstwo nie zdołało opanować do dziś znacznie mniejszego kraju, obniżyło jeszcze (i tak dramatycznie niski) poziom życia obywateli, osłabiło gospodarkę i utrudniło sobie maksymalnie kontakty ze światem, ale to nasz pogląd.
W optyce Rosjan celem i wartością jest to, że USA prowadzi tylko z Rosją rozmowy na temat przyszłości Ukrainy i Europy. To, że do takich rozmów doszło, było jednym z najgorszych zdarzeń od 2022 - bo przekonało Rosjan, że ich cele są osiągalne a środki - adekwatne. Ale tego obecne kierownictwo USA za ząb nie rozumie.
„Niby jakimi drogami Rosja to chce osiągnąć?”
Tutaj sięgamy po opracowanie Ośrodka Studiów Wschodnich [pol], autorstwa pana Marka Menkiszaka, opublikowane 20 grudnia 2021, a więc na kwartał przed otwartym wtargnięciem Rosjan na tereny Ukrainy. Zapoznajemy się z żądaniami Rosji, które sprowadzają się do wycofania NATO z całej przestrzeni byłego ZSRR, sparaliżowania armii pozostawionych w ten sposób krajów i realnego zablokowania wszelkich form współpracy między tymi krajami a NATO.
Tak, dotyczy to Polski. Rosjanie zażądali wycofania sojuszników także z naszego kraju oraz ograniczenia nam możliwości przeprowadzania ćwiczeń i manewrów. Teraz już wiecie, dlaczego zapis w „planie pokojowym” opracowanym na Kremlu a przedstawionym przez USA jako „uzgodnienia miedzy Rosją a Stanami”, mówiący o tym, że „na terytorium Polski mogą stacjonować europejskie myśliwce” jest tak groźny? Bo od razu realizuje dwie koncepcje Rosjan: jedną, to „koncert mocarstw”, gdy ktoś za nas decyduje o takich sprawach - a druga to faktyczny wstęp do realizacji rosyjskich żądań z 2021. Pamiętacie narrację o tym, że „NATO obiecało Rosji się nie rozszerzać?” - to jest istota ryzyka, sytuacji gdy dano diabłu paznokieć a on zabrał rękę. Ktoś, coś wspomniał czy zasugerował w luźnej konwersacji, ale to dało Rosjanom malutki haczyk, za który ciągną bez opamiętania. Dlatego każde takie sformułowanie jest dramatycznie niebezpieczne.
Wracając do opracowania - interesujące jest zakończenie i zagrożenia, które wypunktował autor. Możecie mu pogratulować, bo historia pokazała, że ocenił ryzyka poprawnie. Mamy atak na Ukrainę, mamy narastające ataki na państwa UE i NATO, mamy działania zmierzające do dezintegracji Unii i NATO jako takiego.
Co więcej, w ostatnich dniach Siergiej Ławrow (MSZ Rosji) powtórzył publicznie, wyartykułowane pod koniec 2021 żądania. Rosja z tego nie zrezygnowała i jest przekonana, że może je osiągnąć.
„Ukraina nie upadła jeszcze, mamy dużo czasu”
To nic nie znaczy. Nie mamy do czynienia z grą komputerową ani zadanym scenariuszem, który mówi „najpierw możesz opanować Ukrainę a potem dopiero iść dalej”. Ukraina jest jednym z celów, ale nie jest warunkiem koniecznym. Co więcej - Ukraina broni się twardziej i bardziej zdecydowanie, niż reszta świata (co jakoś nie dziwi). Rosja może spokojnie założyć, że to właśnie Unia i NATO są słabszymi ogniwami i to je należy przerwać aby Ukraina upadła.
Jakimi środkami Rosja to zrobi? Niekoniecznie czysto bojowymi. Bardzo dobre efekty daje Rosji droga polityczna - maksymalnie przyjazna ekipa w Białym Domu jest okazją, której Putin nie może nie wykorzystać. I bardzo zmienia wiele wcześniejszych kalkulacji. Kiedyś zakładałem, że Rosja będzie chciała zdemontować wiarygodność NATO poprzez testowanie determinacji członków i podważy to militarną akcją o ograniczonym zakresie i tym, że „nikt rozsądny nie będzie chciał ginąć za Rygę/Wilno/Gdańsk”.
Tymczasem USA demolują wiarę w NATO w przyśpieszonym tempie. Trump usiłuje wycofywać wojska z Europy, jeden z senatorów składa wprost wniosek o wycofanie USA z NATO - i choć to pierwsze zostało zablokowane przez Kongres a to drugie na pewno przepadnie i należy ów projekt traktować jako performance, to jednak te działania osłabiają NATO jako takie. Dorzućcie do tego choćby wypowiedzi ambasadora USA w Polsce [pol], który chwali nas w taki sposób, że mi włosy dęba stają. Niby to piękne słowa, że „Polska jest liderem NATO” ale gdy się wczytać to wychodzi, że najlepiej wcielamy myśl USA, że „NATO powinno radzić sobie same, bo USA ma ważniejsze sprawy, czyli Chiny”.
„Jedynym sposobem na uratowanie NATO jest wypełnienie zobowiązań przez wszystkich partnerów sojuszu, tak jak zrobiła to Polska” [ambasador Thomas Rose]
W tej sytuacji nie dziwią słowa sekretarza generalnego NATO, Marka Rutte, który ostrzegł że „nie mamy już czasu” i że „grozi nam wojna taka, jakiej doświadczyli nasi dziadkowie i pradziadkowie”. I to jest tylko jeden z wielu głosów - ale nie wiem, czy będzie wystarczający, jeśli zachodni politycy uwierzą że Trump i jego ekipa to przejściowa aberracja, którą trzeba przeczekać bez podejmowania żadnych działań, które mogłyby zburzyć spokój ducha wyborców. Możemy na takich założeniach bardzo się przejechać, bo to środowisko to nie tylko Trump ale też pewna zmiana pokoleniowa i mentalna. Zresztą izolacjonizm to nic nowego w historii USA, a obecny model trwa tak długo, że ludzie zapomnieli o skutkach poprzedniego.
„Ale teraz Rosja jest za słaba!”
Nie jest. Co prawda beznadziejnie ugrzęzła w Ukrainie i dlatego stara się zmusić ZSU do opuszczenia umocnień (których nie przełamie bez potężnych strat) drogą polityczną, ale nie znaczy to, że jej armia upadła. To raczej ukraińscy żołnierze wykazują się heroizmem, walcząc mimo słabości i degeneracji ich systemu.
Rosjanie, mimo ponoszenia przez Rosjan strat i mimo dramatycznych, długofalowych skutków, jakie to ma dla ich demografii i przemysłu, zdołali PODWOIĆ liczebność swoich wojsk, zaangażowanych przeciwko Ukrainie - z 330 tysięcy w 2022 do 675 tysięcy żołnierzy obecnie. Można zadawać sobie pytanie o jakość tych wojsk, ale o ile kondycja poszczególnych żołnierzy rosyjskich bywa kiepska o tyle armia, jako taka, zaadaptowała się do nowej wojny. Rosjanie mają wybitnie skuteczną jednostkę dronową („Rubikon”), ich nowe opracowania na temat walki piechoty, rozpoznania elektronicznego etc. są bardzo wysoko oceniane przez komentatorów.
Bardzo niepokoi mnie kolejny wykres, który pokazuje liczbę zniszczonych na froncie czołgów. O ile straty rosyjskiej piechoty pozostają na tych samych poziomach i jej rozrost mówi, że rosyjski system mobilizacji daje radę o tyle liczba zniszczonych czołgów jest w ostatnich miesiącach bardzo mała. Powód jest znany - nie są już tak powszechnie używane, bo zbyt szybko się je niszczy. Ale to nie oznacza, że Rosjanie przestali czołgi remontować. Nawet, jeśli wiemy o rozlicznych problemach, jakie trapią ich przemysł, nawet jeśli mamy doniesienia o skandalicznych wadach „nowych” maszyn, które non-stop wracają z jednostek na remonty to jednak musimy obawiać się tego, że na zapleczu rośnie pancerna rezerwa.
Moim zdaniem, odpowiedź na pytanie: „czy w sytuacji, gdy Rosjanie uznają, że to się uda, podobnie jak uznali to w przypadku Ukrainy, to czy będą w stanie wysłać 50-100 tysięcy żołnierzy wraz z czołgami i zaatakować Litwę/Łotwę/Estonię?” brzmi „jak najbardziej - zależy to tylko od tego, czy ich przekonamy, że to im się tragicznie nie opłaci”.
A tragedia w tym, że - moim zdaniem - absolutnie nie potrafimy tego Rosjanom zakomunikować, a nawet robimy coś przeciwnego, umniejszając swój potencjał demonstrowaniem niepewności i niechęci do jego wykorzystania.
Sami Rosjanie zaś ostatnimi czasy bardzo kolportują propagandę o własnej słabości i starają się przekonywać zachód, że podejmowanie jakichkolwiek działań obronnych jest przejawem histerii i „potrząsaniem szabelką”.
„Ale Rosja miała upaść, ha, ha, ha!„
Cóż. Upada. Nie idzie to szybko, bo to nie spółka z o.o. Brakuje pieniędzy na kontrakty dla wojska, na premie, przemysł spowalnia i degeneruje się. Ot, symbolicznym przykładem może być ostatnia katastrofa „odnowionego” An-22. W locie próbnym wziął się i rozsypał. A został odnowiony, bo co prawda do 2022 mieli wszystkie An-22 wycofać ale obecnie nie są w stanie produkować jego następcy, czyli An-124, więc wyciągnęli co było.
Problem w tym, że jakoś nikt nie przewidział, że Rosja wejdzie w sojusz z Koreą Północną, która w krytycznym momencie ratowała Rosjan amunicją i wojskiem ani że Chiny będą trzymać ją na kroplówce. Ten drugi układ jest może i wybitnie nierówny na korzyść Chin ale nie zmienia to faktu, że dla Rosji istotny. Właściwie, to można na to patrzeć troszkę jak na coś w rodzaju wojny zastępczej, prowadzonej przez Chiny: jak będą potrzebować koncesji od Europy, to zacisną Rosji smycz - jak będą chcieli nacisnąć Europę, to smycz poluzują.
Dodatkowo Rosjanie, nawet widząc ku czemu to zmierza, mogą nie chcieć zatrzymać się, przekonani że odpowiednio wcześniej uda się uzyskać gospodarcze wsparcie ze strony USA - a wtedy może i pęknie solidarność krajów europejskich? Kto wie? Kto nie stawia wysoko, ten nie wygrywa.
Suma wszystkich strachów
Podsumowując ten długaśny wywód: źródłem mojego przygnębienia jest świadomość, że mimo zaciętego oporu Ukrainy i mimo tego, że nie spodziewam się jej kapitulacji w najbliższym czasie, to Rosja i tak zdołała osiągnąć wiele z założonych celów i - w mojej optyce - upewniła się, że przyjęta przez nią metoda działania daje pożądane efekty i wystarczy eskalować i wykazywać nieustępliwość.
Jeśli nawet nie wszystkie elementy wypaliły (Ukraina) to nie jest tak, że Rosja nie może działać dalej, dopóki Ukrainy nie opanuje - i zakładanie tego jest bardzo poważnym błędem.
Oznacza to, ze Rosjanie planują i zamierzają przeprowadzić wrogie działania przeciwko krajom Europy, zwłaszcza tym, które po Jałcie znalazły się pod kontrolą ZSRR. Co zresztą się dzieje - doniesienia o zamachach, schwytanych agentach, szpiegostwie sypią się jedno po drugim. Nasila się propaganda obliczona na szerzenie waśni między Polską a Ukrainą, deprecjonowanie Polski na zachodzie (to zasługuje na osobny wątek), na rozbicie Unii Europejskiej i na osłabienie NATO (do czego już dochodzi).
Ot, choćby ostatnia wrzutka - demontaż Unii Europejskiej. Jestem świadomy postulatów części środowisk, ze Unia powinna być luźniejszym związkiem, że uzurpuje sobie za dużo decyzji, które powinny pozostać w suwerenności danych państw. A nawet się z tym zgadzam. Tylko, że alternatywą dla Unii nie może być jej zniszczenie ani paraliż! Zwłaszcza, gdy o konieczności tego kroku przekonują nas - jednym głosem i komentując swoje wpisy - Elon Musk i Dmitrij Miedwiediew. A wtóruje im Trump.
Już to, kto jest autorem tych pomysłów powinno Was przekonać, że w takich warunkach Unię trzeba chronić. Nawet jeśli do końca nam nie odpowiada. Wielkiemu biznesowi z USA UE przeszkadza, bo razem stanowi siłę, która może negocjować i stawiać warunki. Moskwie UE przeszkadza dokładnie z tych samych powodów. A pomysły, które gdzieś widziałem, że niby bez Unii to „Polska mogłaby być języczkiem u wagi i decydować o powodzeniu negocjacji między wielkimi a mniejszymi w Europie” to już koncept tak absurdalny, że słów mi brak. Mówimy przecież o kraju, w którym nie dało się wprowadzić nawet namiastki podatku dla cyfrowych gigantów, bo każda wzmianka o tym kończyła się telefonem z ambasady USA i minister czy nie minister padali na twarz, bijąc czołem i kajając się przed łaskawcą zza oceanu.
Idea, że Polska, gdzie ambasadorowie i lobbyści rozstawiają polityków i członków rządu jak chcą, miałaby nagle wybić się - z tymi samymi ludźmi - na taką asertywność jest co najmniej śmieszna. To już obecny system UE, który zakłada że z definicji Polska ma jakiś głos (niezależnie, czy umiemy go wykorzystać czy nie) daje nam większy wpływ na losy świata.
Atakując ten problem z innej strony - ile znacie przypadków, gdy jakikolwiek sojusz lepiej wyszedł na sytuacji, gdy rozwiązał się aby indywidualnie negocjować z wielkim imperium? Chętnie zobaczę analizę porównawczą, bo do tej pory głównie czytałem, że „niestety, osłabienie sojuszu i upadek jego roli przywiodły do…” i tu następował opis porażek i niepowodzeń.
Kolejne podejście: maksyma „divide et impera” ma niemal dwa i pół tysiąca lat i do tej pory nikt nie zdołał jej sfalsyfikować: zasada podpisywania umów z indywidualnymi państwami, rozgrywania ich między sobą i uniemożliwiania im tworzenia sojuszy sprawdzała się wielokrotnie. I wbrew mrzonkom, w sporze między Rosją, USA i krajami Europy to nie Polska byłaby tym, który „dzieli i rządzi” - szanujmy się, ale znajmy proporcje. Jakby co, to nami Rosja się zadławi - ale słuchać nas nie zechce.
Tak na marginesie, to ostatnio - zupełnie przypadkiem - playlista wylosowała mi „Jałtę” Kaczmarskiego. I uderzyło mnie podobieństwo opisywanych sytuacji, ten brak zrozumienia i chęci ze strony liderów zachodu i to, że „komu zależy na pokoju, ten zawsze cofnie się przed gwałtem, wygra kto się nie boi wojen. I tak rozumieć trzeba Jałtę”.
Myślicie, że Putin, patrząc na Trumpa i jego otoczenie, nie widzi analogii - i szans, jakie to przed nim otwiera?
Myślę, że widzi. I że czekają nas ciemne, trudne czasy.
„I co teraz?”
Na początku powiem to samo, co we wpisie „A my nie chcemy uciekać stąd” [pol]. Jeśli naprawdę zakładacie, że „jakby co, to uciekniemy” to zróbcie to teraz. Nie wyganiam Was. Nie kpię z Was. Jestem całkowicie szczery. Odpalcie komputery, kupcie bilety, spakujcie rzeczy.
Jedźcie i pamiętajcie, żeby przysyłać nam kartki i dary i upominać się o nas na świecie.
Jeśli jednak przeczytaliście to i mówicie: „ale przecież święta, ale przecież mamy już wykupione ferie, ale zaraz matura, ale zaraz koniec roku szkolnego, ale zaraz egzamin” - to mam wielką, wielką prośbę: przestańcie chrzanić o wyjeździe, spójrzcie na siebie nawzajem i powiedzcie sobie: „oszukujemy się. nigdzie nie pojedziemy. po prostu się boimy myśleć o tym, co nadejdzie”. To nic złego, to żadna ujma. To pierwszy, konieczny krok. A co jest drugim? Zacznijcie dbać o swoją przyszłość tu i teraz. Bo nikt nie zrobi tego za was. Nawet jakby chciał, to nie da rady, za dużo będzie potrzebujących.
„A więc co mam robić?”
Na początek zrób to co ja. Przeczytaj doniesienie, że Czesi nie zdołali dostarczyć Ukrainie czołgów T-72 [pol]. Chcieli przekazać 30 sztuk ale okazało się, że ich system celowniczy nie działa a jego producent się wypiął, bo „nie ma i nie będzie”. I że obecnie mają tylko 20 Leopardów 2A4 ale w przyszłości powinni mieć ich aż 42 i 44 czołgi Leopard 2A8. Już w 2031.
„Zwariował”. „Polactwo z niego wylazło - tylko go to cieszy, że inni dali ciała” - takie pewnie myśli pojawiły się w Waszych głowach? Zakładam, że tak. Z drugiej stronie wiecie, ze lubię być przewrotny, więc może po prostu czekacie, co znowu wymyśliłem.
Nie, nie cieszy mnie niepowodzenie Czechów - i z czystej życzliwości i dlatego, że Ukrainie przyda się każda liczba czołgów. Ale czytając to uświadomiłem sobie, że Polska dała radę! Przekazaliśmy Ukrainie prawie 400 czołgów, z tego większość to T-72 i PT-91 (modernizacja T-72). Sprawne. I już kupiliśmy i mamy ich nowoczesne zastępniki. To oznacza, że ludzie odpowiedzialni za ich utrzymanie dali radę zachować je w sprawności tak długo, jak było to potrzebne. Tak jak cały świat - mamy nieudolnych polityków i beton w armii, ale mamy też ludzi, którzy potrafili wykonać to zadanie. Jak widać przykłady z innych krajów - nie takie proste.
Potem przeczytajcie, że nasze Siły Zbrojne umieściły na orbicie własnego satelitę obserwacyjnego (wraz z innymi, także polskimi satelitami, które mogą zostać wykorzystane w tym celu). Tak, mamy własne rozpoznanie satelitarne! I dokonali tego nasi rodacy, którym szczerze tutaj gratuluję.
„Wszystkie satelity konstelacji PIAST przeznaczonej do prowadzenia optoelektronicznego rozpoznania obrazowego. – PIAST-M, PIAST-S1 i PIAST-S2 – uzyskały w 29 listopada br. dwukierunkową łączność z Ziemią. Odebrane wstępne dane podlegają obecnie analizie” [pol].
Pamiętajcie, że - mimo oporu polityków i działań zagranicznych lobbystów - w naszym kraju powstaje uzbrojenie. Grot wcale nie okazał się złomem, przeciwlotniczy „Piorun” zebrał doskonałe recenzje. Opracowano przeciwpancernego „Pirata”, opracowano nowy transporter opancerzony „Borsuk”, mamy własne, certyfikowane przez ABW, bezpieczne radiostacje. I wszystko to powstało nie tylko bez pomocy ale nawet wbrew działaniom polityków i ludzi usłużnych wobec zagranicznych firm. Zakupy są blokowane, pojawiają się dziwaczne oskarżenia, zamiast inwestować w produkcję własnych wozów chcemy przyjąć od USA zajechane „Strykery” (i naprawić je na swój koszt ale za to w amerykańskich fabrykach). Ja wiem, że ostatnie zdania nie brzmią jak zachęta, ale chodzi mi o to, że nawet w tak niekorzystnych warunkach znajdują się ludzie, którzy dają radę i nadal to ciągną.
I tak jest w innych obszarach: co prawda niektórzy się łamią, odchodzą, porzucają zawody - ale przychodzą inni i nadal są tacy, którzy chcą i potrafią i dają radę zrobić coś do przodu. Jesteśmy silnym, prężnym krajem, nasi rodacy są pomysłowi i uparci i naprawdę wiele osiągnęliśmy i wiele potrafimy. I coraz głośniej i odważniej mówimy publicznie, co musi być zrobione i że trzeba przygotować się na przetrwanie ciemnych dni. To bardzo ważne.
I dlatego damy radę.
Nie tylko zresztą my dajemy radę. I znowu mam nadzieję Was zaskoczyć. Jak zapewne pamiętacie dość regularnie krytykuję tutaj Niemcy - za sagę o Taurusach, za kroplówkowe i głównie propagandowe pomaganie Ukrainie, za związki ich biznesu z Rosją (ot, ostatnio znowu pojechali tacy jedni, „rozumiejący Rosję” rozmawiać o wznowieniu współpracy). No więc skoro ich chwalę, to chyba mam za co. A chwalę Niemcy za to, że:
- Merz - mówiąc kolokwialnie - spuścił wspomnianych biznesmenów na drzewo,
- wzięli się za rozbudowę i przygotowanie służby zdrowia na działanie w warunkach konfliktu,
- zadeklarowali gwarancje na 52 miliardy euro dla Belgii w zamian za ruszenie rosyjskich aktywów,
- reanimowali swój pobór do wojska [pol], na zasadzie „najpierw dobrowolny a jak za mało to wylosuje się z zarejestrowanych”. I jakoś nie ruszyły ich demonstracje przeciwników pod hasłem „Better red than dead”. U nas podobno każdy polityk przyznaje wojskowym, że „no koniecznie trzeba coś zrobić, ale nie na dwa lata przed wyborami, na litość!” a że praktycznie co 2-3 lata przypadają jakieś wybory, to efekt znacie…
„No dobra, ale ja niczego takiego nie robię…”
Każdy znajdzie coś dla siebie. Przede wszystkim: starajcie się zachować pogodę ducha. Przetrzymać czarne chwile, wiedząc że przechodzą, i nie popierać jojkania i narzekania. Tonować nastroje w swoich banieczkach. Reagować, gdy ktoś szerzy rosyjską propagandę. W Polsce nie wychodzi zachwalanie Rosji, więc Rosja ostro koncentruje się na oczernianiu Ukrainy, łatwiej przekonać nas, że „oni coś kombinują”, niż że „Rosjanin chce naszego dobra”, bo w to drugie nikt normalny nie uwierzy.
Ucinajcie też wszelkie hasła o „wciąganiu Polskę w wojnę”. To jest bardzo wredna wrzutka, bo zachęca do tego, aby podzielić się i nie wspierać innych, jeśli zostaną napadnięci. Słowo jest pozornie niewinne i dała się na to nabrać nawet Wirtualna Polska, ale musimy być pewni: nie ma „wciągania” Polski w wojnę, jest tylko „rosyjska napaść”. Bo jak brzmi dla Was hasło „obawiam się, że Polska zostanie wciągnięta w pomoc dla napadniętych sojuszników”? Głupio byłoby Wam coś takiego w lustro powiedzieć, prawda? „Wciągnięcie w wojnę” już łatwiej - a znaczy to samo!
Nie dawajcie się wkręcać w panikę, gdy ktoś z ekspertów powie o rodzajach zastępczej służby wojskowej. Mam znajomych, którzy co roku panikują, przekonani że skoro Sztab ogłasza, że chciałby „przeszkolić X tysięcy” to zaraz zaczną się łapanki na ulicach i „ganianie z patykiem na czołgi”. Potem nikt ich nie łapie, oni zapominają - i za rok znowu to samo, przy ogłoszeniu kolejnych planów szkoleniowych. I po co to? Ucinajcie takie głupoty.
Reagujcie, gdy ktoś wyśmiewa WOT albo wojsko albo żołnierzy. Czemu to ma służyć? Wojsko trzeba krytykować za zaniedbania i lobbing koncernów, ale wyśmiewanie nikomu jeszcze niczego dobrego nie przyniosło.
Męczcie swoich urzędników. Są grupy mieszkańców, macie radnych - pytajcie o schrony i nie dawajcie się zbyć słowami „premier obiecał aplikację” bo do aplikacji się nie schowacie - a ciekawe, jak sobie dacie radę, jak aplikacja pokaże wam, że najbliższy prawdziwy schron znajduje się sześć kilometrów dalej, ma 100 miejsc i jest na niego trzydzieści tysięcy chętnych?
Nie dawajcie się zbyć, nie bójcie się zadawać pytań - niech urzędnicy i politycy przekonają się, że ludzie nie boją się mówić o tym, jak zabezpieczyć się przed zagrożeniami. Jeśli dojdzie do kryzysu to zapewne zamknie się część przedsiębiorstw, w tym żłobki - kto zaopiekuje się dziećmi ludzi, którzy MUSZĄ iść do pracy? Czy gminy to zorganizują?
„Idziemy do schronów!” - świetnie, ale co z ludźmi, którzy mają ograniczone możliwości poruszania? Ktoś podjedzie i pomoże ich przetransportować?
Gdzie szukać wiadomości i pomocy jeśli nawalą telefony? Iść do gminy, do urzędu? Będzie jakiś punkt?
Tu nie chodzi o to, żeby wytykać i biadać potem, że „ojej, ojej - niczego nie mamy”. Urzędnicy są ludźmi, którzy działają na podstawie i w granicach prawa. Ludzie działają na podstawie doświadczenia, a doświadczenia z wojną nie mamy. Politycy interesują się sprawami, o które ludzie realnie pytają. Dlatego trzeba wprowadzać takie pytania do obiegu, żeby ktoś się nad nimi w ogóle miał szansę zastanowić. Państwo składa się z jednostek i nie jest wszechmądre, dajcie mu szansę.
Będziemy mieli wzloty i upadki. Proszę was tylko, żebyście pamiętali, że to idzie na przemian.
…a tymczasem
Zajęci swoimi sprawami pamiętajmy o tych, którzy już walczą. To, że Rosja naprawdę planowała „Kijów w trzy dni” zostało już potwierdzone w różnych źródłach. Spodziewali się błyskawicznego upadku rządu, mieli już pod ręką Medwedczuka i Janukowycza. Nic nowego - u nas w 1920 Rosjanie mieli już gotowy Polrewkom (Marchlewski, Dzierżyński, Kon), czekający na swoją kolej a w 1944 nagle objawił się PKWN. Ten sam model, zawsze i wszędzie. Pomyślcie jednak o czym innym - skoro po tylu latach łamania sobie zębów na Ukrainie, Rosjanie nadal poczynają sobie tak bezczelnie wobec zachodu, to jak brutalnie i ostro docisnęli by nas, gdyby w 2022 odnieśli taki sukces, na jaki liczyli?
Myślę, że choćby z radości z tego, że to się nie stało, warto coś dorzucić do zrzutki na wspierane przez nas bataliony: [pol].




