Dzisiaj nie będzie podsumowania, może zdołam ogarnąć je jutro. Natomiast na pewno wiecie już, że wczoraj i dzisiaj Rosjanie przeprowadzili potężny atak rakietowy na Ukrainę. Nie „najpotężniejszy” ale ostatnie takie miały miejsce dawno temu, jeszcze na przełomie roku.
Dzisiaj dziennikarka Karolina Baca przekazała to nagranie, pochodzi z wczoraj. Patrzyłem na biegnące dzieci, patrzyłem na matkę - a właściwie Matkę - którą musiała zdobyć się na uspokajający uśmiech, żeby móc powiedzieć: „No widzicie? Wszystko dobrze. Obroniła nas obrona przeciwlotnicza. Nasi przeciwlotnicy są najlepsi, wiedziałyście o tym? Zestrzelili rakietę, żeby nie doleciała”.
I wiecie co? Widziałem nagrania dzieci w schronach i dorosłych, którzy zabawiali je wesołymi zabawami w czasie, gdy inni nerwowo kontrolowali sytuację, kryjąc się poza zasięgiem wzroku. Widziałem firmy z zabitymi, ze zwijającymi się z bólu, ze skamieniałymi ze zgrozy. Widziałem zdjęcie strażaka, który przyjechał ratować gruzy swojego domku i znalazł tam ciało żony…
Ale teraz coś we mnie pękło i płaczę. Z żalu i ze złości. I z nienawiści.
Nie wiem dlaczego akurat od tego filmu, ale może dlatego bo „Ach! ja mam żonę, i u mojej żony / Jest synek taki maleńki”.
Nie wolno nam tego zapomnieć, nie wolno nam tego wybaczyć, nie wolno nam udawać, że to się dzieje gdzieś tam, w zupełnie innym miejscu. Nie można pozwalać, aby to trwało.
Bo to dzieje się tak blisko nas, że już bliżej nie można.