Komentarze są dostępne pod wpisem na FB.
Witajcie wiec, po przedłużonej przerwie wakacyjnej. Bardzo dziękuję Wam za życzenia zdrowia, mam nadzieję, że teraz będzie dopisywać: mniej kontaktów z ludźmi to mniej okazji do złapania czegoś co zapewne w końcu przejdzie, choć najpierw raczej na żonę i dzieci.
Ponieważ mam bardzo duże zaległości a nie chcę - z jednej strony - przeskakiwać nad wydarzeniami enigmatycznym „w Tatrach czym wydarzyło się wiele a teraz nasz bohater znajduje się na pokładzie statku, prującego sine fale morza” a - z drugiej strony - nie mam siły na opisanie wszystkiego na raz, dlatego będą dwa albo trzy opisy cząstkowe.
Aby nie trzymać Was w zbędnej niepewności napiszę tylko, że jak na razie do żadnej rewolucji nie doszło, przebieg frontów jest +/- taki jak był. Z kilkoma niuansami. Ale Kursk nadal nie jest ukraiński, podobnie jak Pokrowsk nie jest rosyjski. Krym znajduje się mniej-więcej tam, gdzie był ostatnio, nadal przyczepiony mostem do części Rosji.
Ataki powietrzne
1. Miesiąc się jeszcze nie skończył a już mamy troszkę ciekawostek. Przede wszystkim - ten i poprzedni miesiąc okazały się bardzo intensywne, jeśli chodzi o łączną liczbę rosyjskich ataków. Rakiet jest niewiele, spadały dość skromnie, drony niby też nie szokują liczebnością swoich chmar - ale tak jest tylko do momentu, gdy zaczniemy zbierać to w jednej tabelce. I wtedy okazuje się, że co prawda liczebność ataków dronowych jest taka sobie - ale za to idą one dzień za dniem.
I nagle okazuje się, że Rosjanie idą na rekord - i tak, jak sierpień był rekordowy (791 dron w moim spisie) tak we wrześniu tylko moje dane przeskoczą zapewne 1000 dron. Realnie doliczcie do wszystkich wartości jeszcze 15-20%, tak przynajmniej wychodziło do tej pory, gdy podawano jakieś dane zbiorcze za dłuższy okres.
2. Ukraińscy przeciwlotnicy zmienili troszkę sposób raportowania - nie zauważyłem kiedy, musiałbym dokładnie przekopać się przez raporty - ten spis już uwzględnia nową metodę. Zapewne widzicie kolumnę „Shahed WRE/niec.”. Otóż od pewnego momentu na infografikach znajdują się tylko rakiety i drony strącone bezpośrednio przez obronę przeciwlotniczą. W opisie słowno-muzycznym mamy zaś wzmianki, że „10 dron zgubiono nad terytorium Ukrainy, prawdopodobnie na skutek działania systemów walki radiowo-elektronicznej, a 4 poleciały na Białoruś/do Rosji”. I właśnie takie przypadki lądują w dodatkowej kolumnie.
Sama zawartość tej kolumny też jest mocno dyskusyjna, bo jednym zdaniem SZU wrzucają do niej wszystkie przypadki, gdy:
a) drona zgłupiała od WRE i albo spadła albo poleciał do Rosji
b) drona przyziemiła gdzieś w Ukrainie ale - podobno - nie trafiła w główny cel
c) drona uległa uszkodzeniu własnemu i zrobiła a albo b
d) drona źle określiła położenie i spadła na coś stosunkowo nieszkodliwego (np. na kurnik albo plac)
Przy masowej produkcji dron w warunkach rosyjskich całkiem możliwe, że jakaś ich część po prostu ulega awariom albo źle określa swoje położenie i też ląduje w tej kategorii.
3. Jak do tej pory Rosjanom wyszedł chyba tylko jeden, za to spektakularny, atak powietrzny. Chodzi o Połtawę, gdzie 3 września rakiety balistyczne spadł na budynki Wojskowego Instytutu Łączności. W tym przypadku doszło do okropnej masakry - już na samym początku mówiono o 50 zabitych i ponad 270 rannych, te liczby potem były uzupełniane w górę. Sprawa nie była potem zbyt obszernie roztrząsana, bo jest - niestety - przypadkiem żenującej nieodpowiedzialności władz - i miejscowych i zwierzchnich. Okazuje się, że nieco wcześniej pochwalono się w mediach, że na terenie miejscowej uczelni ma powstać… „szkoła drończyków” i że będą tam szkolić operatorów dronów.
Rosjanie musieli jedynie skoncentrować tam swoją agenturę i poczekać, aż na miejscu zgromadzi się wystarczająco dużo cennych celów - specjalistów od łączności i ludzi z predyspozycjami do posługiwania się dronami.
Lokalizacja ataku oznaczona markerem „1”.
4. Rosjanom udało się też - prawie dwa tygodnie później - zabić trzech pracowników Międzynarodowego Czerwonego Krzyża i ranić kolejne dwie osoby. Pociski spadły na wyraźnie oznaczone pojazdy, które dostarczały pomoc w pobliżu linii frontu. Tutaj musimy docenić błyskotliwą gimnastykę władz MCK, które zdołały sformułować komunikat tak, aby w żaden sposób nie zasugerować winy Rosjan - a nawet zostawić otwarte drzwi dla przyszłych akcji propagandowych, gdyż „MCK niczego nie przesądził”.
Naprawdę, żałuję że na ostatnich Igrzyskach Olimpijskich nie wprowadzono specjalnej „drużyny MCK” - jeśli chodzi o gimnastykę artystyczną i dyscypliny pokrewne to prawdopodobnie zgarnęliby wszystkie medale i wypili do tego wodę z kwiatków.
5. W nocy z 10 na 11 września Rosjanie stracili nad Morzem Czarnym myśliwiec Su-30SM, strącony przez operatora ukraińskich Sił Specjalnych. To jest dobra część wiadomości. Zła jest taka, że potem Rosjanie pochwalili się masakrą ukraińskich „specjalsów”, którzy próbowali zaatakować jedną z platform wydobywczych, którą Rosjanie zamienili w posterunek nasłuchowy. Nie wiemy, czy myśliwiec stracono w czasie tego starcia czy też w ramach innej operacji, ale sprawa nie jest jednoznacznie radosna.
Z drugiej strony zdjęcia, które rzekomo mają dokumentować ukraińską porażkę pochodzą z poprzednich lat (na to zawsze zwracajcie uwagę, Rosjanie robią ten numer regularnie).
6. Teraz coś przyjemniejszego: trzy dni temu Ukraińcy skutecznie zaatakowali rosyjski skład amunicji w Toropcu („2” - daleko na północy, obok granicy z Białorusią). Trafiono jeden z mniejszych magazynów centralnych, to takie miejsce stałego, długotrwałego przechowywania amunicji. Dopiero z takich miejsc amunicję rozwozi się do magazynów doraźnych, na poziom armii a potem do kolejnych jednostek (dywizji a potem brygad). Tomasz Fit podał, że składów tego typu Rosja ma 7.
Pułkownik Korowaj szacuje - bazując na typowych normach przechowywania i zużycia armii rosyjskiej - że atak ten mógł kosztować Rosjan amunicję na około 40 dni walk. Tak więc niech nie zmyli Was określenie „mniejszy” - bo są co prawda i większe - ale ten też zabolał.
Bardzo ciekawa jest skuteczność tego ataku, której nijak nie da się zaprzeczyć - w sieci krążą nagrania łuny, zdjęcia okien wywalonych w okolicznych miejscowościach wraz z futrynami etc. Teoretycznie skład taki powinien być dość odporny - amunicja powinna być składowana w dedykowanych bunkrach (które dla tego składu zbudowano), nawet ta, przygotowana do transportu albo szybkiego wysłania, powinna być zabezpieczana wałami ziemi i rozproszona - sam atak nie powinien mieć więc takiego, niszczącego skutku.
To, co wiemy na razie, sugeruje jednak, że Ukraina wzięła pod uwagę nie tylko to, ale też czynniki dodatkowe. Sam atak przeprowadzono w czasie przeładunku (rozładunku?) amunicji, wykorzystując fakt, że bardzo dużo jej było składowanych w pryzmach w okolicy torów kolejowych. Kolejnym, ważnym czynnikiem miało być też to, że wrota bunkrów zostały na czas przeładunku otwarte, aby przyśpieszyć i ułatwić pracę. Niezgodnie z regulaminem i BHP, ale za to typowo…
Niezbyt aktualne zdjęcie sugeruje następujące zniszczenia (czerwone - zniszczone, żółte - nie wiadomo, trudno powiedzieć, niebieskie - nietknięte).
Do samego ataku wykorzystano „ponad setkę” dron nieokreślonego typu, choć Ukraińcy chwalili się ostatnio opracowaniem drony o napędzie rakietowym. Choć może to bardziej drono-pocisk balistyczny, trudno powiedzieć. W ostatnich pakietach pomocy na Ukrainę trafiło dużo silników i innych elementów, z których ich przemysł zbrojeniowy może złożyć rozmaite cudności, nie czekając na zgody chimerycznych polityków Zachodu. Choć na takiego kanclerza Scholza czekać nie muszą, ostatnio po raz kilkunasty powtórzył, że co do wysłania „Taurusów” Ukrainie nadal jest stanowcze „nein, nein und nein”.
Cóż, my to fersztejen - my wszystko fersztejen, ciekawe czy Ukraińcy już też, czy jeszcze się łudzą.
7. W przypadku Toropca jest jeszcze jedna, zabawna sprawa - sami Rosjanie z kolei rozpaczają, że w 2019 ich telewizje wyemitowały obszerny materiał o utworzeniu nowego składu amunicji.
8. Dzisiaj z kolei ukraińskie pociski spadły na dwa kolejne składy amunicji - tym razem nasz wzrok musi zjechać z góry mapy na sam dół, aż do Kraju krasnodarskiego i poszukać znaczników „3” i „4”. Pierwszy nie jest powiązany chyba z żadną nazwą a „4” to Tichoreck.
Nie wiemy, jakiej klasy były to składowiska, ale podobno znajdowały się tam rakiety, przeznaczone do ataków na terytorium Ukrainy, w tym transporty z Korei. Imponujące skutki ataków także zostały uwiecznione a nawet, jakby to rzec, uprawomocnione: miejscowe władze musiały bowiem ogłosić alarm przeciwlotniczy, już po ataku ukraińskich dron. Dlaczego? Detonujące rakiety rozlatują się na całą okolicę.
Oh jo!
Infrastruktura krytyczna
9. Ukraina wyraziła obawy, że na zimę Rosjanie spróbują zaatakować oprzyrządowanie wspomagające pracę ukraińskich elektrowni jądrowych. W sumie jest to dość realistyczny scenariusz: odpadnie argument o „ataku na elektrownię” - a sama elektrownia może sobie produkować prąd, tyle że jeśli on nigdzie nie będzie mógł być przesłany to szybko przestanie to robić.
Podobnie może być np. z uszkodzeniem innej infrastruktury, niezbędnej do pracy reaktorów (np. dostarczającej energię na tzw. „potrzeby własne”, jak to było w przypadku Zaporoskiej EJ. Elektrownie projektowane są tak, że nie doprowadzi to do katastrofy ani nawet większego zagrożenia - ale może wymusić wyłączenie bloków, nawet jeśli „na wszelki wypadek i zgodnie z procedurami”.
Front
10. Front będzie w następnym wpisie.
Wiadomości ogólne
11. Wiadomości ogólne także będą w następnym wpisie. Jeśli chodzi o Wasze pytania o scysję Zełeńskiego i Sikorskiego, to artykuł, który to opisuje jest za paywallem, a troszkę nie chcę zgadywać na podstawie fragmentów i streszczeń.
Bardzo ogólnie wygląda to jednak tak, jak w książce Parafianowicza („Polska na wojnie”) i różnych wzmianek, z których wynika, że ukraińscy politycy nie mają zielonego pojęcia o Polsce, polskich politykach i polskiej polityce - i prowadzą swoje szarże na bazie mieszanki mesjanizmu („Polska, przepraszam, Ukraina przedmurzem Europy” i tak dalej) oraz absurdalnie złej oceny sytuacji.
Dzięki temu mogli wyobrażać sobie, że następcy PiS będą pomagać im bardziej („bo tamci to nacjole straszni i na pewno nam nie pomagali, bo chcieli by Lwów”) albo że decyzje tak naprawdę zapadają w Waszyngtonie i Brukseli a my tylko wykonujemy je bez wahania. Prowadzi to do rozmaitych, samobójczych decyzji w rodzaju kopania naszego ministra Sikorskiego po ego - co już jest działaniem z iście ułańską fantazją.
Widzę, że Mikołaj Susujew opublikował właśnie poszerzoną analizę postaci Prezydenta Ukrainy [pol], zachęcam Was więc do lektury, na zanętę podrzucając fragment podsumowania: „I na koniec jeszcze dodam, że w niektórych komentarzach widzę próby, by na siłę zracjonalizować sobie politykę prowadzoną przez Zełenskiego. Że to jest po prostu taki cyniczny cwany polityk - realista. Wybrał stronę naszych wrogów. Rozczaruję was. Tam nie ma żadnego planu i zamiaru, by Polskę wykorzystać. Tam na ogół nie ma żadnej wielkiej strategii. […]”