Komentarze są dostępne pod wpisem na FB.
Jak zapewne już wiecie, dwa dni temu padł Wuhłedar - ufortyfikowane miasto, które broniono z wielkimi sukcesami przez ostatnie dwa lata. Przyczyną nie była wielka, rosyjska ofensywa, „afgańscy komandosi” ani nowe rodzaje uzbrojenia - przyczyną upadku twierdzy była kumulacja problemów, które od długiego czasu trapią ukraińską armię, a właściwie ukraińskie przywództwo wojskowe i polityczne, a o których wiele razy tu już pisałem. Co gorsza, nie wygląda na to, aby ktokolwiek potrafił lub nawet chciał to opanować, dlatego z dużym niepokojem czytam rozważania o tym, że za Wuhłedarem wybudowane są pewnie kolejne linie umocnień…
Ataki powietrzne
1. Wrzesień był rekordowym miesiącem, jeśli chodzi o skalę rosyjskich ataków Shahedami. Tylko według moich spisów wypuszczono ich 1338, co jest prawie dwukrotnością poprzedniego miesiąca (791). Ataki dronowe miały miejsce codziennie(!), po raz drugi użyto też rekordowej, dziennej liczby dron: 105. Poprzedni raz miał miejsce miesiąc temu (109) a poprzednie to w ogóle prehistoria i dotyczyły 90 Shahedów.
Z wykresów widać, że rosyjska zdolność do produkcji i wypuszczania dron rośnie skokowo - zobaczymy, czy przyhamuje.
Są też pewne plusy - użyto wyjątkowo małej liczby rakiet (89 w porównaniu do 204 w poprzednim miesiącu, to zasadniczo w strefie stanów dolnych), ograniczono ostrzeliwanie Charkowa za pomocą S-300 a do tego większość rakiet Ch-59/69, wystrzeliwanych z południa Ukrainy lub znad Morza Czarnego jest skutecznie niszczona. Same drony z kolei to cel, który można niszczyć także tanimi posterunkami naziemnymi, uzbrojonymi w antyczne, chłodzone wodą „Maksimy” (tak, tworzone są takie, obsługują je wolontariusze „po godzinach” albo kobiety-ochotniczki).
Spisy nie podają jednak liczby bomb szybujących, których Rosjanie produkują (konwertują) wiele i używają naprawdę rozrzutnie. Mogą sobie pozwolić - samych bomb mają ile dusza zapragnie a zestaw „uskrzydlający” to troszkę kątowników i blach, więc mogą produkować.
2. Ciekawe, ile bomb może mieć Polska? Szybki przegląd mediów sugeruje, że jakieś 1100 „głupich” bomb 227kg i 300 sztuk o wadze 909kg. Za to te pierwsze potrafimy produkować sami. W sierpniu 2022 zamówiliśmy 300 kierowanych GBU-12. Oczywiście nie są to wszystkie liczby, ale pokazują, jakiego rzędu wartościami operują nasi decydenci.
3. Jeśli chodzi o ataki ukraińskie to ostatnio nie było zbyt spektakularnych (albo też przywykliśmy i postawiliśmy poprzeczkę wyżej): trafiono arsenał w Kotłubanie w obwodzie wołgogradzkim, tam podobno przechowywano irańskie rakiety, to duża sprawa. Dostało się też bazie lotniczej w Woroneżu.
Ogólnie doniesień o wybuchach na terytorium Rosji było sporo, tylko efekty nie były już tak widowiskowe, jak ostatnio.
Sztab Generalny pochwalił się też porażeniem prawdziwego rarytasu: radaru Niebo-M o wartości 100 milionów dolarów. Rosja ma takich tylko 10 a zniszczenie jednego bardzo uszczupla rosyjskie zdolności do kontrolowania przestrzeni powietrznej. Atak przeprowadzono rakietami ATACAMS.
4. Z kolei Rosjanie też nie zasypiają gruszek w popiele - po sieci chodzi m.in. nagranie ich ataku na ukraiński pociąg transportujący amunicję gdzieś w regionie przyfrontowym (informację znalazł Michał Nowak [film]).
Mimo, że Charków nieco odetchnął to nie kończą się też ataki na miejscowości przygraniczne i przyfrontowe, one są przez Rosjan prowadzone z całkowitym wyrachowaniem. Ostatnim ich celem był np. szpital w Sumach (tam przyleciały Shahedy - z racji tego, że miasto naprawdę jest blisko granicy to bardzo trudno jest się przed takim atakiem obronić) - w dwóch atakach zginęło dziewięć osób a dwanaście zostało rannych.
W tym przypadku możecie zareagować i pomóc, szczegóły - tradycyjnie - na samym końcu wpisu.
Front
5. Rosyjskie postępy. Wbrew nieustającemu strumieniowi doniesień to nie są one takie duże. Ładnie pokazuje to mapka, obrazująca terytorium zajęte przez Rosjan w ciągu ostatniego roku. Oczywiście w oczy rzuca się duży, czerwony kleks na południu Ukrainy a podejrzliwy mózg od razu pyta: „dobra, dobra - ale ile z tego to ostatnie miesiące?”. No więc zadałem sam sobie to pytanie i zaskoczyło mnie to, że Awdijewka, od której zaczęły się postępy Rosjan na południu, upadła w lutym 2024. Czyli minęło już ponad pół roku.
No więc jest dobrze? Nie jest, bo SZU trapione są bolączkami, które już opisywałem i które za chwilę jeszcze przypomnę. I to może być problem, który położy wszystko.
No więc jest źle? Nie wiem, bo nie wiem jaki jest trend. Zobaczymy za pół roku, bo Rosja też trapiona jest pewnymi bolączkami, o których napiszę. I to może być szansa dla Ukrainy.
6. Upadek Wuhłedaru. Właściwie nie ma czego opisywać, bo wszystko odbyło się dokładnie tak samo, jak do tej pory: bałagan po stronie ukraińskiej, wymieszane pododdziały, brak współpracy, brak rotacji, prowadzący do wyczerpania jednostek albo źle przeprowadzone rotacje, które kończyły się wyparciem „świeżaków” przez Rosjan - pisałem o tym do znudzenia przez ostatnie trzy kwartały.
Ze strony Rosjan dużym atutem są bomby szybujące i kierowane (tu jest chaos w nomenklaturze, bo na froncie nie niuansuje się czy mamy do czynienia z bombą naprowadzaną, skrzydlatą czy szybującą bez własnego systemu i po prostu mówi się KAB, czyli „skrzydlata”, co denerwuje niektórych). Odnotowano też większą elastyczność działania rosyjskich dowódców.
Sam Wuhłedar padł tak, jak ostatnio padają ukraińskie pozycje - nie po frontalnym szturmie tylko po skutecznym oskrzydleniu i odcięciu. Jest to o tyle łatwiejsze, że wyczerpane (a nawet: wyniszczone) jednostki skracają swoje obszary odpowiedzialności więc linia frontu to patchwork najróżniejszych pododdziałów, które nie potrafią ze sobą współpracować: donoszono choćby o przypadkach skutecznego zwalczania sobie nawzajem dron.
Od dawien dawna punkt styku różnych oddziałów (w sensie - pochodzących z różnych brygad, z różnych dowództw) był najwrażliwszym odcinkiem frontu. Jeśli prześledzimy historię wojen, to zobaczymy, że dowódcy zawsze starali się takie miejsca wyszukiwać. Co ma sens, bo wchodzą tutaj wszystkie przywary ludzkie: od „a po co mu pomagać, to nie mój obszar” przez „no nie, tam nie obsadzajcie, to tamci powinni” aż do „no cholera, trzeba im pomóc, ale kto potrafi się z nimi skontaktować?”. Czy co tam jeszcze wymyślicie. Problem w tym, że wobec osłabiania się ukraińskich oddziałów to front zaczyna składać się z samych punktów styku.
Co zostało nam już - kilkukrotnie - zademonstrowane.
7. Wyjście z Wuhłedaru. Tu potężna krecha dla władz państwowych i dowództwa. Prezydent Zełeński z powagą oznajmił, że „żołnierze zostali wycofani, bo ludzkie życie jest najważniejsze”. Problem w tym, że wszystkie doniesienia, opisy sytuacji i oświadczenia samych wojskowych mówią wprost, ze żadnej, zorganizowanej odgórnie ewakuacji nie było. Ludzie nie dostali rozkazu wycofania, nie dostali planów co do uporczywej obrony - po prostu mieli siedzieć i czekać. W efekcie wycofano się z inicjatywy niższego szczebla, ale zbyt późno, gdy wszystkie drogi były pod ostrzałem artylerii i mocnym nadzorem rosyjskich dron.
W efekcie poniesiono duże straty, musiano pozostawić też rannych, co jest tym boleśniejsze, że w ostatnich dniach Rosjanie masowo chwalą się zabijaniem jeńców, przynajmniej dwa filmy z ostatnich dni są w sieci.
Samego Wuhłedaru broniła 72. Brygada Zmechanizowana, jednostka doświadczona, o bardzo dobrej opinii - ale też wyniszczona nieustającymi walkami, brakiem odpoczynku i kiepskiej jakości uzupełnieniami.
8. W ciągu ostatnich godzin pojawia się coraz częściej doniesienie, że dowódca 186. batalionu 123. brygady Obrony Terytorialnej SZU, podpułkownik Igor Hryb, popełnił 2 października 2024 samobójstwo po tym, gdy żołnierze jego batalionu uciekli z pozycji, co ułatwiło Rosjanom domknięcie okrążenia.
Pierwsze doniesienie, jakie o tym widziałem, pochodziło o jednej z ukraińskich dziennikarek, więc ciężar gatunkowy wyższy, niż typowa plotka na bazie której buduje się obecnie stanowcze opinie i scenariusze rozwoju wydarzeń.
9. Odcinek pokrowski. Na mapce zmieścił się zarówno Wuhłedar („1”) jak i Awdijewka („2”) i Pokrowsk („3”). Rosjanie znajdować się mają już około 7 kilometrów od tego ostatniego.
Główny kierunek ich wysiłku znajduje się jednak teraz nieco bardziej na południe - są na dość dobrej drodze to zagrożenia utworzeniem trzech kolejnych kotłów: wokół Sełydowego („4”), wokół występu oznaczonego jako „5” i - potencjalnie, choć to już bardzo daleki strzał - cały fragment „6”, choć tutaj kluczowa jest trasa zaopatrzeniowa, którą widzicie jako białą linię idącą niemalże z zachodu na wschód.
Fiolet na strzałkach oznacza, że to są chęci Rosjan a nie ich osiągnięcia - i niekoniecznie muszą się ziścić w ciągu najbliższego kwartału. Wszystko zależy od tego, czy SZU się ogarną.
10. Toreck. Rosjanie kontr-kontratakowali i znowu wyparli Ukraińców z Niu-Jorku.
11. Odcinek kupiański. Tutaj Rosjanie najpierw zdobyli Makijwkę (już jakiś czas temu), potem weszli do Newskiego - a potem zamiast przeć z niego na zachód to obrócili się na północ i wygląda, jakby próbowali zmajstrować kolejne okrążenie. Atak idzie wzdłuż rzeki Żerebiec, której nie widzicie na mapie i powoli zaciska kleszcze.
Tak na marginesie to LiveUAmap ten teren już dawno przyznało Rosjanom, ale możliwe, że został tam jakiś, szczególnie dobrze wykonany, posterunek. Perpetua jest bardzo uważnym twórcą map, podczas gdy ludzie z LiveUA mają tendencję do zamaszystego kreślenia swoich kresek.
Bardziej na północ jest to rosyjskie włamanie („8”), które podobno nieco przystopowano, ale nadal jest.
12. Obwód kurski. Niewielkie, ukraińskie postępy w kierunku na Wesołe i niewielkie, rosyjskie postępy kontrataku, który ostatnio opisywałem. Tu przychodzi ten moment, gdy wypada sobie zadać pytanie: „no dobra, to jaki był plan”? Bo na razie sam atak broni się tylko jeśli rzeczywiście było to uderzenie uprzedzające na ewentualne rosyjskie przygotowania - choć wtedy powinno być chyba więcej jeńców i więcej rosyjskiego sprzętu. Nie odciągnęło to sił spod Charkowa ani nie zablokowało rosyjskich postępów na południu Ukrainy. Więc kiepsko.
Wiadomości ogólne
13. To, że Rosjanie mordują jeńców - to wiecie. Ale w ciągu ostatnich dwóch dni w sieci pojawiły się dwa filmy: jeden nagrany z drona, dokumentujący morderstwo na 16 ukraińskich jeńcach a jeden - wyłożony przez samych Rosjan - gdzie pokazują jak zabijają jeńca.
Pierwszy przypadek to obwód doniecki, lokalizacja drugiego nie jest znana. Sam jeniec wyzywany jest przez Rosjan od „Lachów” i od „Polaków” - możliwe, że miał polskie korzenie albo był Bałtem.
Samo zjawisko zaczyna stawać się powszechne.
14. Myślę, że wiedząc to, łatwiej zrozumieć to poruszające wyznanie ukraińskiego żołnierza, które przetłumaczył Aryo [pol], a które pozwalam sobie wkleić w całości.
"""
Witaj, drogi pamiętniku.
Dziś zrzutami zabiłem czterech rosyjskich żołnierzy, gdy próbowali połączyć się ze swoimi do kolejnego szturmu. Wszyscy oni umierali powoli (bo M430A1 ma zdradziecko mało odłamków. Jak by się chciało).
Czy żałuję tego?
Nie.
Czy mi się to podobało?
Byłbym kłamcą, gdybym powiedział "nie".
Od pierwszych zrzutów, drżącymi z adrenaliny rękami, to już przekształciło się w zimną manię, chyba, nie wiem.
Ta nieustanna żądza zniszczenia wszystkich wykrytych celów – ona napędza. Mocno. Daje energię, satysfakcję i siłę, by to kontynuować. I nieważne, że to już druga doba dyżuru w trybie 24/7 z urywanym snem.
Co czuję?
Smutek. I wściekłość. I obie te emocje wywołują proste rzeczy.
Nie, nie fakt zabijania (heh, złapałem się na myśli, że znacznie bardziej komfortowo czuję się w towarzystwie zabójców przy jednym stole niż "fajnych, mądrych, ciekawych i postępowych" ludzi 🙂). Smutek i wściekłość wywołują banalne rzeczy: potrzeba spalenia zagajnika (bo to nasza ziemia, to nasze drzewa); potrzeba zniszczenia schronów przeciwnika, który chowa się w domach zamordowanych gospodarzy. I przeklęte niewybuchy.
Nie, nie przez to, że przez przeklęty (prawda – niech będzie przeklęty!) niewybuch – nie zabiję wroga. Zdążę to zrobić. A to, że muszę bombardować własną, rodzimą ziemię.
I że te same niewybuchy będą leżeć na mojej, ukraińskiej ziemi. I za rok/dziesięć/sto lat – te pociski będą leżeć tak samo. Na naszej ziemi. I będą czekać na swój czas. I to już wywołuje wściekłość.
I to, że nasi ludzie będą natrafiać na te niewybuchy.
Modlę się, by żaden z tych niewybuchów nigdy nie eksplodował. Bo nawet po latach – przeklęty M430A1 ma zdradziecko mało odłamków, by zabić bez cierpienia.
Chciałbym nie myśleć o tym, że przez te niewybuchy mogą ucierpieć nasi ludzie. Dzieci. Przyszłość naszego narodu.
Ale nie mogę.
I niech będę przeklęty, jeśli przez moje niewybuchy ucierpi ktoś z cywilów.
Wolałbym nie wiedzieć tego wszystkiego, nie umieć tego, czego się nauczyłem, co stało się moim rzemiosłem.
Ale jednocześnie wiem, że nie mam prawa do innego życia. Nie jest dla mnie opcją opuścić ręce i się zatrzymać.
Już raz uciekłem z okupacji. Dlatego muszę niszczyć wroga, dopóki jest na mojej ziemi.
I marzę, że kiedyś pod nogami wroga będzie płonąć nie nasza, ukraińska, ziemia. A ziemia wroga, skąd przyszedł do nas, niosąc śmierć, cierpienie i beznadzieję.
"""
15. A co mówi kobieta, która zgłosiła się do formacji zwalczającej Shahedy?
„Moja motywacja? Mąż i brat męża zginęli w marcu 2022. Straciłam dom - bezpośrednie trafienie. Matka nie wytrzymała tego wszystkiego i zmarła. Siostrzeniec zaginał 22 lipca gdzieś pod Awdijewką. Tak więc motywację mam”.
16. Wspominałem o rosyjskich kłopotach - wygląda na to, że mimo że przecież mają tak wielu, doraźnie dostępnych ludzi, to jednak nie do końca wystarcza ich do wojowania. Z artykułu „Doleczymy po wojnie” [pol] wynika, że na front trafiają zarówno ranni jak i inwalidzi. Samo uczestnictwo w działaniach bojowych jest istną przepustką na zabijanie - media opisują właśnie przypadek [pol], gdy odsiadujący 14 lat za morderstwo trafił do „Wagnerowców”, potem wrócił do Rosji - tam zgwałcił i zamordował, za co dostał 23 lata… i trafił na front.
17. Brak ludzi to także problem Ukrainy. Wspomniany już Aryo wygrzebał informację, wg. której kijowska komenda uzupełnień… porwała głównego inżyniera d/s opracowywania systemów przeciwdziałania dronów z firmy „Ptaszka drones”. Nie w jakiejś zapadłej dziurze, tylko w Kijowie! I na razie nie udało się go wyciągnąć. W sytuacji, gdy drony i systemy walki z nimi to jest być albo nie być dla ludzi na froncie!
Niby komendy uzupełnień miały być zreformowane, weterani mieli uzdrowić chore praktyki - ale nic się nie zmieniło.
18. Znacznie gorszym problemem wydają się być polityczne wojenki i rozgrywki na poziomie najwyższych władz w państwie. Sądząc po opisach i relacjach to obecnie trwa konsolidacja klientów i rozbudowa pozycji Andrija Jermaka, szefa gabinetu prezydenta Zełeńskiego. Coraz częściej mówi się nawet o dymisji Budanowa.
Jak to przekłada się na funkcjonowanie armii? Tu znowu sięgniemy po materiały Aryo (tak, miał ostatnio bardzo smutną serię, ale on relacjonuje wydarzenia od lat i po prostu podaje to, co się dzieje). Jak Wam się podoba doniesienie:
„o rozformowaniu dwóch pododdziałów, które tworzyły projekty IT dla Sił Obrony. O tym dziennikarzy Hromadske poinformowało trzech żołnierzy pod warunkiem anonimowości.
Po zmianie kierownictwa Sił Zbrojnych Ukrainy zimą 2023 roku zaczęły się problemy z zarządzaniem systemami. W szczególności tymczasowo zakazano używania systemu DELTA. Jak zauważono, tę decyzję cofnięto po kilku godzinach, gdy głównodowodzącemu SZU Oleksandrowi Syrskiemu zaczęli dzwonić od Ministra Obrony i przedstawicieli brygad po międzynarodowych partnerów. Jednak zamiast tego zaczęło się "podtruwanie", twierdzą wojskowi”.
[część żołnierzy odesłano do jednostek bojowych]: „Umownie ludzie pracowali po 8-9 miesięcy nad superwrażliwymi projektami z zakresu wywiadu. Znają architekturę, źródła danych, skąd to bierzemy, jak to wszystko działa. Jeśli taka osoba trafi do niewoli…”
Cała sytuacja to modelowe rozwalanie jednostki, więcej o tym pod [pol] - z podtekstem, że środki mają być przekierowane na pewne „bardziej zyskowne” dla poszczególnych decydentów projekty. Na coś takiego nie może sobie pozwolić kraj, który nie toczy wojny - a co dopiero Ukraina.
19. Nie tylko Aryo nie dostarcza dobrych nowin. Także Marek Meissner opisuje problemy, z jakimi borykają się politycy Kijowa, czyli chyba poważne przypadki utraty kontakt z rzeczywistością.
Cytując pana Marka [pol] - sam wpis jest dłuższy i porusza ogólnie temat ściągania ukraińskich mężczyzn z zagranicy:
„Polskie MSZ było sprytniejsze i »wiecie jak tak, to my tu Legion Ukraiński powołamy, wyszkolimy najlepiej jak umiemy i od razu damy wam gotową jednostkę«. Na takie dictum polityczny Kijów mógł tylko odpowiedzieć »doskonale!«, choć na froncie w ukraińskich okopach niósł się szyderczy chichot i były robione zakłady czy z tych ochotników da się choć ze trzy pełnostanowe bataliony uskładać.
[…] Ci co chcą i mogli walczyć już poszli, a większość Ukraińców to nie uchylający się tylko tacy, którzy pracują i z różnych powodów pójść nie mogą. Często zresztą zbierają na tych którzy poszli. Tylko teraz polityczny Kijów musi to zrozumieć”.
20. W tej sytuacji niektórzy coraz chętnie przychylają ucha do mrzonek w rodzaju „trzeba zastosować wariant koreański, zawieszenie broni, twarda linia rozgraniczenia - tamte tereny są już stracone”. Pojawia się ten balon próbny regularnie, czasami nawet mówią o tym całkiem poważni politycy - jak na przykład prezydent Czech, Petr Pavel.
Problem w tym, że ten wariant już zastosowano i to w historii najnowszej i to nawet dokładnie dla tego samego przypadku! Mówię o porozumieniach mińskich i linii rozgraniczenia. To jest dokładnie to samo! A jaki był efekt? Rosjanie odczekali chwilę, przeorganizowali się, zebrali siły i zaatakowali w lutym 2022 roku.
Jak nazywać powinniśmy ludzi, którzy raz po razie powtarzają tę samą czynność z nadzieją na to, że kolejny rezultat nie będzie tak opłakany?
Odrzucam też nazywanie tego „wariantem koreańskim” (choć powinniśmy przypominać złośliwie, że pierwszy podział Korei skończył się tak, jak porozumienia mińskie i dopiero po zaangażowaniu wojsk pod auspicjami ONZ udało się to opanować). Obecnie Korea Północna jest zbyt słaba na atak - a choć Rosja upadła na tyle nisko, by prosić ją o pomoc, to jeszcze dużo do Korei jej brakuje. Choć demografowie i ekonomiści Rosji rwą sobie już teraz włosy z głowy to jednak duże państwa giną powoli. Nawet jeśli są dziadowskie do szpiku kości.
21. A teraz coś mniej przygnębiającego - ale za to bardzo ciekawego. Tomasz Ssak Sikora nagrał krótki wywiad w okopach na pierwszej linii [pol]. I bardzo go Wam polecam, bo nie ma w nim żadnej sensacji ani epatowania miejscem, gdzie przebywa autor. Za to możecie dowiedzieć się, dlaczego żołnierze na pierwszej linii wydają się częściej żartować, łatwiej uśmiechać i zachowują więcej luzu, niż koledzy z bliskiego zaplecza.
Polecam. A jak ktoś zna język, to słuchanie tworzącego się najwidoczniej, polsko-rosyjsko-ukraińskiego dialektu okopowego jest ciekawe samo w sobie. Oczywiście są też napisy.
22. A tak zupełnie na sam koniec najważniejsze, to taka nasza tradycja. Pisałem o tym, ze Rosjanie dwukrotnie zaatakowali szpital w Sumach. To ich standardowa taktyka, dzięki temu próbują zabić tych najdzielniejszych i najbardziej wartościowych - tych, którzy ruszają na pomoc potrzebującym.
I tu prośba od - znanego Wam doskonale - pana Michala Musielaka. Jest możliwość pomocy, jest kontakt z tym szpitalem. Oni po prostu muszą się odbudować, cytując fragment listu:
"Wiemy, że stracona została pewna część sprzętu. Ale nawet jeśli teraz zostanie zakupiony nowy, to nie ma gdzie go umieścić. Obecnie najbardziej potrzebna jest pomoc w zdobyciu funduszy na odbudowę budynku, a mianowicie na materiały budowlane i same prace budowlane (odnowienie ścian i dachu). Volodymyr Ivanovych powiedział, że będzie w stanie przedstawić kosztorys w poniedziałek i że byłby wdzięczny za pomoc w pokryciu części kosztów (na przykład odbudowy dachu).
I jeszcze raz ogromne podziękowania od nas za to, że nie zostawiliście mieszkańców Sum w biedzie, samych ze swoim smutkiem. Region sumski jest naprawdę mocno ostrzeliwany przez Rosjan, bardzo trudno jest znaleźć tych, którzy pomogą, ponieważ prawie każdy region jest niszczony każdego dnia. A dla nas to bardzo ważne odczuwać takie wsparcie."
Jeśli więc możecie to bardzo prosiłbym o wsparcie tej zrzutki [pol].